Copyright © 2019 Q-Prawdzie
All rights reserved. Wszystkie prawa zastrzeżone.
Spis treści
Zanim nad Ziemią i jej mieszkańcami dokona się sąd, będący w istocie ich własnym wyborem, przybędą prorocy. Kto wybierze Prawdę i jej drogę, ten będzie uratowany.
Primer Tasson Glow
Słowo od autora
W pierwotnym zamyśle poniższy tekst miał być znacznie krótszy i skoncentrowany na zaledwie kilku zagadnieniach. Zdecydowałem się jednak wpleść weń kilka dodatkowych wątków oraz zobrazować wybrane fragmenty przykładami, co, jak mam nadzieję, posłuży lepszemu zrozumieniu całości. Wpłynęło to oczywiście na jego „objętość”. Uznałem jednak, że błędem z mojej strony byłoby, aby poruszając niektóre tematy, nie dopowiedzieć choćby w kilku czy kilkunastu zdaniach o pokrewnym im zagadnieniom. Kierowałem się również nadzieją, że nieco dokładniejsze opisanie wielu złożonych problemów sprawi, że osoby nieświadome zainteresują się poruszaną tematyką, co poskutkuje ich przebudzeniem, a w jego następstwie wstąpieniem na DROGĘ PRAWDY.
Jest to prawdopodobnie jeden z ostatnich tekstów publikowany w całości. Kolejne, bardziej złożone, w pełnych wersjach będą dostępne wyłącznie dla osób, które uczestniczyły w wykładach. Przyczyną takiej decyzji jest duży problem, z którym każdorazowo muszę się mierzyć, chcąc właściwie przekazać złożone zagadnienia. Okazuje się, że bez wcześniejszego wprowadzenia, nie jest to właściwie możliwe, chyba że poprzedziłbym poszczególne części wyczerpującymi wyjaśnieniami. Jednak w takiej sytuacji mielibyśmy do czynienia z próbą zamieszczania na naszych stronach internetowych mniej lub bardziej obszernych książek niż artykułów, felietonów czy esejów. Tymczasem brak tła, stanowiącego podstawę, do której czytelnik mógłby się odnieść, sprawia, że osoby, które po raz pierwszy trafiły na naszą stronę, mogą błędnie uznać, że zarówno treści, jak i sama strona należą do licznie ostatnio powstających portali fantastycznych o znikomej wartości. Z tekstu usunąłem ponadto elementy uwiarygadniające, ponieważ już dawno temu porzuciłem próby przekonywania kogokolwiek zarówno do źródła, z którego czerpię wiedzę, jak i jego prawdziwości. Treść samego przesłania, stanowiąca zaprzeczenie w zasadzie wszystkich religii, dogmatów oraz koncepcji filozoficznych, powstałych na przestrzeni tysięcy lat, jak i sam fakt jego niefizycznego pochodzenia sprawia, że na obecnym etapie nie jest ono przyjmowane entuzjastycznie.
Prezentowana poniżej treść nie jest skróconą wersją wszystkiego, co dane mi było poznać. Stanowi jedynie muśnięcie wybranych zagadnień, mających na celu przekonanie czytelnika do wejścia na pewną drogę, zważywszy na zaawansowanie procesu ostatecznych przemian obecnego paradygmatu, jak i ich coraz gwałtowniejszy charakter. Finalnie z tekstu usunąłem około osiem tysięcy słów, złagodziłem nieco język, uprościłem formę, pilnując jednocześnie, aby za nadto nie zinfantylizować poruszanych, tak poważnych tematów, a jego ostateczną internetową wersję zdecydowałem zamieścić w całości. Gdzie podziały się usunięte słowa stanowiące trzy dodatkowe rozdziały? Odnajdziecie je w książce, która niebawem ukaże się w druku.
Tomasz
Przedpole końca czasów
Nadchodzi czas wielkich zmian, które obejmą całą Ziemię jako planetę oraz wszystkich jej mieszkańców bez wyjątku. Ich nieuchronność, jak i towarzyszący im destruktywny charakter, będą tym większe, im większy jest stawiany obecnie przez ludzkość opór przed Prawdą oraz wysłuchaniem ostrzeżeń płynących z Nieba. Gdyby ludzkość przyjęła głoszone przeze mnie przesłanie, mogłaby zawrócić z drogi, którą obrała - drogi, której początek sięga tysięcy lat wstecz, a działającej do dziś na zbliżonych do pierwotnych zasadach manipulacji i zastraszania miliardów istnień, dokonywanych przez współczesnych spadkobierców pierwszych rządców ziemskiego systemu egzystencji. Mimo wielu wysiłków czynionych z mojej strony, ludzkość okazuje się być jednak zupełnie obojętna, zdając się nie widzieć dramatycznie, a za razem błyskawicznie zmieniającej się rzeczywistości. Nawet wypełniające się, najbardziej spektakularne, zapowiedziane przeze mnie wydarzenia, nie wpływają znacząco na skalę odzewu chociażby części moich rodaków.
Niestety, bezlitosne fakty, odmierzające raz za razem kolejne kroki do punktu krytycznego, od którego nie będzie już możliwości nadania potokowi wydarzeń nieco łagodniejszego przebiegu, wdzierają się zupełnie nieproszone do świadomości wszystkich, nawet najbardziej pogrążonych w bierności ludzi. Robią to obecnie już niemal codziennie poprzez napływające z całego świata kolejne fale dramatycznych informacji, których ni jak nie da się zignorować. Kroki tych nieproszonych gości stają się na tyle słyszalne, że zdają się je odbierać nawet osoby, które jeszcze niedawno w ogóle nie wyobrażały sobie, że ich życie może zakłócić jakakolwiek zmiana lokalna, a co dopiero globalna. Jednak mimo tego sygnały te są ignorowane, ponieważ ludzie nie chcą przyjąć do wiadomości, że w każdej chwili iluzja tworzonego przez nich mikroświata może ulec całkowitej degradacji, że na ich nowy dom, samochód, miasto, czy nawet kraj, mogą spadać bomby, że trzeba będzie porzucić cały materialny dorobek, by ratować życie!
Zjawisko ignorowania ostrzeżeń wielokrotnie obserwowałem osobiście. Między innymi było tak z pewnymi postawionymi na mojej drodze Ukraińcami, których już na ponad rok przed wybuchem wojny ostrzegałem o tym, co nastąpi. Moje słowa w tamtym czasie wydawały się rzecz jasna absurdalne, więc nie do końca byłem zaskoczony reakcjami, z jakimi się spotykałem. Ostatecznie, ponawiając apele, naraziłem się na ostracyzm nie tylko ze strony ostrzeganych osób, ale również niezadowolonych procederem mówienia o tych - jak wydawać by się wtedy mogło - irracjonalnych rzeczach, osób bliskich. Dziś pisząc czytany przez was tekst, będący zarówno ostrzeżeniem jak i swoistym drogowskazem, mam wrażenie, że również to wołanie zostanie przyjęte (poza nielicznymi wyjątkami) w sposób podobny, jak to przekazywane osobom pochodzącym z Ukrainy przed wybuchem obecnie trwającej wojny.
Zanim jednak destrukcja przypełźnie pod wasze domy, zanim usłyszycie jej pukanie do drzwi waszych mieszkań, możecie, nie będąc pod presją, dokonując odpowiednich wyborów, sprawić, że zło nie zastanie was w domach, na dodatek w samym środku nocy w waszych własnych sypialnianych łóżkach. Całość akapitu możecie potraktować dosłownie i w przenośni.
Anatomia kroków
Nadchodzące zmiany nastąpią, czy się to komuś podoba, czy nie. Świat, który znaliście, ulegnie całkowitej modyfikacji, by ostatecznie po bolesnej agonii dokonała się jego metamorfoza. Proces ten, choć zapoczątkowany wiele dekad temu, przyspieszył, wchodząc w ostatnią, najbardziej burzliwą fazę. O ile dawniej można było próbować przyjąć postawę bierną lub liczyć na to, że zawsze jakoś można dogadać się np. z najeźdźcą, by dalej nieźle żyć, tak obecnie, w związku z nadchodzącym ostatecznym końcem paradygmatu, nie będzie takiej możliwości. W tym przypadku nie uda się również nikomu przemknąć niezauważonym czy pozostać z boku, by funkcjonować na własnych, ale starych zasadach. Przyczyna tego stanu wykracza poza świat materialny i dotyczy całego łańcucha współzależnych od siebie wydarzeń, będących sekwencją następujących po sobie okresów, w których w sposób mniej lub bardziej krwawy dokona się zmiana lub, właściwiej to ujmując, nastąpi upadek obecnego Paradygmatu Kłamstwa.
Same trwające już sekwencje rozdzielane są okresami przejściowymi (co możecie zaobserwować), w których system bada reakcje ludzkości na jego poczynania. Tak było w przypadku x-demii. Po jej ogłoszeniu nastąpiła pozorna cisza, którą przerwała kampania terroru, zastraszania oraz globalna akcja raczenia ludzi bliżej nieokreśloną substancją. Kiedy część społeczności Ziemi nie chciała się podporządkować, aparat opresji zastosował niezgodne z panującym prawem formy ucisku, ostatecznie posuwając się do wprowadzenia stygmatyzacji tych, którzy nie godzili się na ewidentne łamanie praw oraz nie chcieli wykonywać okaleczających i odbierających wolność osobistą poleceń systemu. W okresach przejściowych, w których system sprawdza, czy nie narazi się na ogólnoświatowy bunt, ludzkość ma szanse dokonać zmian lub zwrotu. Jeśli jednak szanse te są zaprzepaszczane, a wynika to z biernych postaw ogółu, następuje natychmiastowe zawłaszczenie przez wykonawców planu zła oddanej w ten sposób przestrzeni, co w ostatecznym rozrachunku prowadzi do przesunięcia granic, a dalej - po osiągnięciu celów głównych, wejścia w kolejną sekwencję. Każdą z nich poprzedza jakieś wstrząsające, a za razem zaskakujące wydarzenie. Po czym słudzy zła ponownie obserwują, czy ludzie pozwolą im przesunąć granice jeszcze dalej, a jeśli tak, operacja jest powtarzana. Ponadto każdy kolejny etap poprzedzany jest również przygotowywaniem całej infrastruktury fizycznej oraz budową przedpola mentalnego, aby „transformacja” szła gładko, a zarazem szybko, co ma utrudnić orientację oraz ewentualną reakcję przeciwdziałającą kolejnym krokom. Tworzenie niezbędnej infrastruktury ma dodatkowo uniemożliwić ludziom zrobienie kroku wstecz. Za przykład niech posłuży tak zwana „cyfryzacja”, którą osobiście nazywam „demonizacją”. Bez niej system nie będzie mógł wprowadzić kolejnego etapu zniewalania. Zauważcie, że na obecnym etapie zaawansowania, „cyfryzacji” w zasadzie nie można cofnąć, do czego jeszcze się odniosę. Oczywiście wszystko wprowadzane jest pod egidą ulepszeń, ułatwień, wygody oraz oszczędności i ogólnie przyjętego wyższego dobra społeczeństwa.
Kreowane i uaktywniane są również specjalne jednostki typu Gretta X, gdzie o nagłośnienie ich działalności dbają zastępy skorumpowanych, służalczych systemowi pseudodziennikarzy oraz większość będących jednym z ramion systemu i tylko z nazwy wolnych mediów. Co ważne, te ostatnie są własnością ścisłego kierownictwa sygnatariuszy zła - głównych budowniczych „nowego ładu”. Trudno się zatem dziwić, że całkowicie podporządkowane redakcje posłusznie wykonują polecenia swoich właścicieli, pokazując tylko to, co nakazuje im system. Robią to często w sposób niemal zsynchronizowany, przekazując identyczne informacje, a pozostałym nadając odpowiednią, korzystną dla systemu narrację. W tym samym czasie trwa bezwzględne cenzurowanie treści skrajnie niepożądanych z punktu widzenia systemu.
Prowadzi się również akcje uszczelniania dziur powstałych w wyniku niedopatrzeń systemu, przez które przedostają się szkodliwe dla „nowego ładu” informacje. W tym celu dokonuje się błyskawicznych zmian prawa oraz koryguje zapisy korzystania z platform społecznościowych. Jak się domyślacie, wymienione regulacje ograniczają wolność słowa. Taka sytuacja miała miejsce w czasie x-demii. Kiedy ludzie zauważyli, że z x-demią jest coś nie tak i zaczęli pisać o tym w internecie, na wielu portalach wyłączono możliwość komentowania artykułów, a na części nie włączono jej do dnia dzisiejszego. Jeśli nawet pozostawiono możliwość komentowania to i tak nie tyczyła się ona wszystkich treści, natomiast te, które można komentować, były i są ściśle dobierane głównie pod kątem pozyskiwania informacji lub w celu wywoływania określonych, pożytecznych dla systemu reakcji.
Ostatecznie wybuch wojny na Ukrainie obnażył prawdę o samej x-demii. Nagle okazało się, że paszporty x-demiczne nie są już potrzebne, że nikt nie wymaga kneblo-upokarzaczy, a potok ludzi swobodnie przepływa przez granice bez jakiegokolwiek sankcjonowania sanitarnego. Na granicach nie pojawiły się również „autobusy iniekcyjne”, mimo iż sama Polska kupiła tyle dawek płynu-x, że mogłaby obdarzyć nim całe społeczeństwo pięciokrotnie. Nie było więc żadnych przeciwwskazań, żeby takiej akcji nie przeprowadzić.
Nie twierdzę oczywiście, że nie istniał żaden patogen, jednak cała reszta była dziełem systemu, który wykorzystał do granic możliwości stworzone celowo zamieszanie, aby zmienić prawo, przesunąć granice odbierania wolności oraz sprawdzić, jak szybko i daleko może się posunąć. Skutki tej akcji odczuwamy wszyscy do dnia dzisiejszego.
Wrócę jeszcze na chwilę do ukrytych tub propagandy typu Gretta X. Zadaniem takich patologicznych jednostek jest budowanie podwalin pod wprowadzanie chorych ideologii przy jednoczesnym uzasadnianiu ich istnienia. Właśnie do tej operacji niezbędni są ludzie-ikony - niby wojownicy pochodzący z ludu, toczący walkę o lepsze jutro, będący rzekomo oddolnym jego głosem i wolą. Za takimi mają podążać całe rzesze tak zwanych aktywistów - mniej lub bardziej zorientowanych, za to zaślepionych, pożytecznych i niezbędnych systemowi głupców. Takie zbiorowe kolektywy, bardzo aktywnie działające w social mediach, skupiają się głównie na młodzieży, którą z racji niedużego doświadczenia życiowego oraz braku możliwości wyciągnięcia wniosków z osobiście przeżytej historii współczesnej - niezwykle łatwo jest zmanipulować.
Na przykładzie „x-twarzy” i innych temu podobnych tworów możecie lepiej zrozumieć mechanizm budowania infrastruktury. Gdyby nie one, nie można byłoby szybko i na skalę światową dotrzeć do młodzieży, która obecnie w zasadzie nie może funkcjonować nie tylko bez telefonu komórkowego, ale również bez najrozmaitszych platform społecznościowych. Jeśli przyjrzymy się dokładniej samym platformom systemu manipulacji, odkrywamy, że w zasadzie niczemu ludziom nie służą, w ogóle niczemu nie służą. Są za to doskonałym źródłem pozyskiwania nawet najbardziej intymnych informacji, sondowania opinii, wychwytywania jednostek, które otwarcie piszą na nich o swoich poglądach. Niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, że informacje gromadzone za pomocą mediów społecznościowych są skrupulatnie analizowane przez najnowocześniejsze algorytmy, aby służyć wprowadzaniu przygotowywanych zmian, natomiast same dane są w zasadzie nieusuwalne. System jak widać nie musi się trudzić, ponieważ ludzie przekazują wszystkie osobiste informacje zupełnie dobrowolnie, a nowi, elektroniczni nadzorcy bez chwili wahania sortują je, by bez wyrzutów sumienia używać zgodnie z wolą swoich panów. Nadmienię jedynie, że twór nazwany „ROODDOO-X” jest zaprzeczeniem wszystkiego tego, czemu miał służyć. Biurokracja generująca stosy papierów oraz ogromne koszty, wynikające z bezwzględnej konieczności jego wdrożenia, to jedynie lekki, zimny podmuch, który odczuwają wszyscy prowadzący jakąkolwiek inicjatywę gospodarczą lub publiczną. Nie sądźcie, że jego powstanie to jedynie grymas biurokratów lub nieudolna próba walki z patologią nieustannych wycieków danych osobowych. Prawdziwe oblicze i siłę, którą dysponuje to monstrum dopiero odkryjecie.
Ukryte zabiegi socjotechniczne sprawiają, że nawet na najmłodszych wywierana jest presja psychologiczna. Badania wykazują, że dzieci nieposiadające telefonu komórkowego czują się gorsze, czasem bywają wykluczane z grup rówieśników dysponujących takimi urządzeniami. Podobnie mają się sprawy z kontami na „x-twarzach” oraz im podobnych. Dzieci i młodzież, które ich nie posiadają, zdają się dla pozostałych nie istnieć. Przeniesienie kontaktów osobowych do przestrzeni elektronicznych jest bardzo dobrze przemyślanym ruchem. Skutkuje bowiem ostatecznie rozerwaniem bliższych więzi międzyludzkich poprzez ich zwirtualizowanie, a kontakty „fizyczne” poza rodziną, którą również coraz częściej oddzielają szklane blaty komputerów, nie wykraczają poza szkołę i pracę lub relacje zawodowe.
Jednostki „grettoidalne” doskonale wpisują się w krajobraz proponowanych przez system zmian i tylko nieliczni dostrzegają, że są one częścią osi zła. Głoszone przez nie postulaty pozornie wyglądają bardzo rozsądnie, co przekłada się bezpośrednio na sukces medialny, który osiągają.
Tak przygotowane przedpole sprawia, że nawet najbardziej absurdalne pomysły „czerwonego terroryzmu”[1], przekładające się na stopniową zapaść gospodarczą, wydają się dobre, nieuniknione, a wręcz konieczne. Oddziaływanie to najbardziej odbija się na pokoleniu, które właśnie wchodzi w dorosłość. Dla młodzieży hasła typu: „wszystko za darmo”, „wszystko ci się należy”, „gwarantowany dochód podstawowy” czy „to ty robisz łaskę, że pracujesz” wydają się atrakcyjne. Właśnie wśród młodych ludzi rekrutowani są najliczniej tak zwani „aktywiści”, z których budowana jest armia nieświadomych drugiego planu, systemowych żołnierzy kolumny „X”. Dziś możemy spotkać się z dość niegroźnie wyglądającymi, jednak niezwykle szkodliwymi gospodarczo i społecznie akcjami przyklejania się do dróg. Jednak kto wie, czy niebawem ci sami „aktywiści” nie będą oblewać farbami jeżdżących po szosach samochodów lub nieco później wybijać w nich szyb w trosce o środowisko naturalne oraz walkę z globalnym ociepleniem. W muzeach pojawiają się naśladowcy aktywistów blokujących drogi, którzy posuwają się do niszczenia dzieł sztuki, protestując w ten sposób przed używaniem farb olejnych do malowania obrazów, co wykracza poza jakiekolwiek formy pojmowania, rozsądku oraz rozumu, którego zapewne osoby te nie mają. Oczywiście wszystko dla dobra i szczęścia przyszłych pokoleń. Zauważcie również, że system w zasadzie nie reaguje na powtarzające się akcje „przyklejaczy”. Aktywistów cierpliwie oddziela się od przedmiotów do których przywarli, udzielana jest im pomoc medyczna, za to nakładane sankcje są śmieszne. Media tymczasem dbają o odpowiednią oprawę i nagłośnienie takowych spektakli, pokazując je na całym świecie.
_____
1 - Należy zmienić kolor w pierwszym członie na odpowiadający wiosennej barwie liści brzozy.
Wrócę teraz do „cyfryzacji”-„demonizacji”. Byłem zszokowany, kiedy dowiedziałem się, że w nowym typie "kart niewolniczych”, bo tak należy nazwać obecne „dowody os.”, wprowadzono w celu ich „ulepszenia” konieczność pobierania odcisków palców! Jest to oczywiście niezgodne z prawem, jednak nie to było dla mnie najbardziej wstrząsające, ponieważ wiedziałem do czego dąży system. Szok wywołał u mnie kompletny brak reakcji społeczeństwa na wprowadzenie tak upokarzających i radykalnych mechanizmów znakowania i identyfikacji, przygotowujących przedpole kolejnym etapom zniewalania. Przykrym i niezrozumiałym było dla mnie również przyjęcie w Polsce samego zjawiska „społecznego owczyzmu" - w kraju, który jeszcze czterdzieści lat temu żył w systemie komunistycznym i tak zaciekle walczył o wolność ogólną, jak również osobistą, znając przy tym skutki podobnych działań wcześniejszego ustroju. W swej krótkowzroczności społeczeństwo nie zrobiło absolutnie nic, aby się tym praktykom przeciwstawić! Proszę przy tym zauważyć, że nawet komuniści nie posunęli się do takich rozwiązań, być może wyłącznie z braku możliwości technicznych, jednak musimy przyznać, że takie działania nie miały miejsca. Nie liczę oczywiście pobierania odcisku kciuka od pierwszoklasistów (niby taka zabawa), ponieważ nie był on tak jednoznacznie przypisany jednostce. Odciski palców pobierane były jedynie od przestępców, co powinno dać wszystkim do myślenia. Jest to jednak dopiero początek. Mamy już bowiem nowy rodzaj „kart niewolniczych” wyposażony w „chip”, a to drodzy czytelnicy jest jedynie igraszka.
Kiedy w 2018 r. zobaczyłem pewne obrazy, nie mogłem się nadziwić, że system tak szybko wcieli swoje plany w życie. Kiedy powiedziano mi (uzupełniając widziane obrazy), że ludzie przyjmą narzucane przez system opresje oraz zmiany dobrowolnie, a część zrobi to nawet z radością i entuzjazmem, nie mogłem w to uwierzyć. Dziś po zaledwie pięciu latach odkrywam, że nie tylko wszystkie widziane przeze mnie obrazy były prawdziwe, ale również jak szybko się wypełniają.
Procesy obecnie obserwowane różnią się od dawniejszych prób wypaczania działania i tak już niedoskonałego świata. Negatywne duchy odrobiły lekcje z przeszłości, dopracowały sposoby manipulacji i oddały rządcom świata udoskonalone narzędzia, dzięki którym z łatwością wprowadzane są opisywane w tekście, negatywne dla nas zmiany. Najważniejszym z takich narzędzi, a idealnie temu służącym, jest wykorzystanie wolnej woli człowieka do wspierania procesów działających przeciwko niemu samemu. Pamiętajcie, że za wolną wolą idzie również przekazanie własnej energii twórczej, którą posiadamy z tytułu bycia dziećmi niewyobrażalnie potężnej istoty, jaką jest Stworzyciel naszych dusz. Każdy proces lub idea zasilona w ten sposób zaczyna nabierać mocy, zaczyna istnieć. Idea niezasilana przez ludzi umiera. Podtrzymujemy tym samym to, w co wierzymy. Na przykład komunizm upadł w Polsce, ponieważ ludzie przestali w niego wierzyć. System mimo prób wymuszenia posłuszeństwa brutalnymi środkami fizycznymi nie oparł się mocy demontażu duchowego, wynikającego ze stopniowego ograniczania wsparcia tej idei energią kreacji, którą posiadamy. Dlatego też obecny system dąży do sytuacji, w której uwierzymy w jego dobre oblicze, uznając jednocześnie, a zarazem dobrowolnie jego słuszność. Takie działanie zasili go i niezwykle wzmocni. Aby odpowiednio ukierunkować energię ludzi, system musi posłużyć się wyrafinowaną manipulacją poprzez takie pokazywanie nieprawdy, aby ta w oczach odbiorców wydawała się czymś prawdziwym, co w efekcie końcowym ma przynieść dobrowolne przyjęcie zła na zasadach wewnętrznego, głębokiego przeświadczenia, że jest ono dobrem - bez najmniejszego cienia wątpliwości lub jakichkolwiek wyrzutów sumienia.
Odpowiednia narracja oraz nieustanne powtarzanie kłamstw aż do momentu, w którym ludzie zaczynają mieć przekonanie, że są one prawdziwe i słuszne, to tylko początek. Duchy negatywne zrozumiały również, że jedynie złamanie silnych, pozytywnie oportunistycznych jednostek, które dalej mogą tworzyć całe grupy, a nawet wpływać na narody, da możliwość bezwzględnego panowania nad światem. Nie jest to jednak możliwe, kiedy dokonuje się tego gwałtem i na dodatek lokalnie, ponieważ gwałt zawsze budzi opór. Stąd pomysł wykorzystania manipulacji, aby ludzkość z własnej woli uwierzyła i przyjęła nawet najpaskudniejsze ideologie.
Widziałem kiedyś fragment przerażającego filmu, w którym można było zobaczyć kuwety do złudzenia przypominające te spotykane w działach mięsnych marketów. Znajdowały się w nich zmasakrowane, rozczłonkowane ciałka małych dzieci. Umieszczono je tam, po dokonaniu aktu mordu nazywanego dla ukrycia prawdy aborcją. Pani „doktor” nieświadoma nagrywania opowiadała o postępie „medycyny”, przerzucając szczypcami resztki ciałek niczym rzeźnik pokazujący towar w kuwetach sklepów mięsnych, segregując i obracając pozostałości tych maleństw. Z błyskiem w oczach mówiła, czemu posłużą poszczególne ich części, nie skąpiąc przy tym entuzjastycznych komentarzy - łopatki do tego, główki do tego… Oszczędzę wam dalszych opisów. Nawet dziś, wracając pamięcią do tych strasznych scen, nie mogę powstrzymać łez, które napływają do moich oczu. Dane mi było odebrać, co czuły te maleństwa, kiedy dokonywano na nich rzeźniczych zabiegów w większości bez znieczulenia, a przecież nawet zanim uśpi się chorego psa, podaje mu się środek znieczulający!!! Jakiż to upadek moralny. Najgorszym jest jednak to, że kobieta, która dokonywała tych nieludzkich czynów, robiła to absolutnie wierząc w dobro, które czyni. Robiła to z własnej wolnej woli. Zapytam więc tych, którzy nadali jej tytuł „lekarza medycyny” - gdzie podziała się przysięga Hipokratesa z jej głównym mottem „po pierwsze nie szkodzić”?! Gdzie wykłady z filozofii i etyki?!
Sygnatariusze zła zorientowali się również, że nawet dysponując wolną wolą muszą przeskalować działania z lokalnych na globalne. Zamiast więc wzniecać lokalną rewolucję, tworzona jest globalna - pozornie właściwa, dobrowolna i łagodna zmiana. Lokalne zbrojne przewroty wywołuje się jedynie w celu eliminacji pojedynczych władców rządzących na starych zasadach, którzy w grupie mogliby stawiać zacięty opór, stanowiąc tym samym zagrożenie dla przygotowywanego nowego porządku świata.
Wprowadza się również do obiegu odpowiednie słowa mające nadać negatywne znaczenia czemuś, co jest naturalne i dobre, natomiast dla wsparcia utopijnych projektów tworzone są pozytywnie brzmiące konstrukty słowne typu „czerwony ład”, „czerwona rewolucja”[2]. Znowu do boju wysyłane są media, które bez przerwy bombardują nas artykułami, w których poprzez odpowiednią narrację okraszoną opisanymi powyżej konstruktami słownymi wmawia się ludziom, że najbardziej kosztowne, niekorzystne, destruktywne i ograniczające wolność osobistą pomysły są wybawieniem od problemów. Te ostatnie w rzeczywistości albo w ogóle nie istnieją, albo tworzone są tylko po to, aby ludzkość zastraszona jakimś zjawiskiem, przyjęła niekorzystne zmiany. Działa tu również stara, dobrze sprawdzona przez Paradygmat zasada - „wróg łączy” - wspólnymi siłami uda się go pokonać. Dodatkowo do eliminowania bardziej aktywnych oponentów przygotowano prześmiewcze nazwy typu „foliarz” czy „szur” zaliczając do tego grona każdego, kto śmie podnieść rękę na linię myślenia jedynej słusznej, nowej, globalnej partii bez względu na to, czy mówi rzeczy irracjonalne, czy też mówi prawdę. Dla zatarcia większych operacji zła, już z daleka oślepiających swym negatywnym oddziaływaniem lub takich, które przez przypadek ujrzały światło dzienne, stosuje się prześmiewcze określenia np. „teoria spiskowa”. Jeśli jednak jakaś jednostka nadal próbuje mówić prawdę, a nie da się jej ośmieszyć wrzucając do grona „szurów”, przekupić czy „zakneblować”, system posuwa się do jej eliminacji, wiedząc, że absolutnie nikt nie stanie w jej obronie.
Nie powinno być zaskoczeniem, że przy tak wielkiej znieczulicy społecznej, braku solidarności w działaniu, biernym postawom, liczne zabiegi czynione przez Niebo w celu ratowania Ziemi spełzły na niczym. Ludzkość jak widać, w zdecydowanej większości wybiera rozwiązania przygotowane przez Paradygmat Kłamstwa, wyciągając tym samym obie ręce do jego ojca i twórcy.
____
2 - Jak wcześniej - należy zmienić kolor w pierwszym słowie.
Głos na pustyni
Ponieważ pierwotny plan ratowania wszystkich mieszkańców Ziemi nie powiódł się, został dość szybko zredukowany do próby ocalenia pojedynczych krajów, jednak i ona nie przyniosła rezultatów. Stało się tak, ponieważ ludzkość odrzuciła prawdziwych proroków. Nie ma się jednak czemu dziwić. Po pierwsze Paradygmat Kłamstwa zadbał o to, by znikli oni w gąszczu „jasnowidzów”, wróżek, religijnych mataczy i fałszywych proroków. Po drugie przesłanie Prawdy okazuje się być na tyle niewygodne dla ludzkości, że ta woli trwać w nawet najgorszym kłamstwie, aby tylko nadal komfortowo żyć. Nastąpiła więc ostateczna korekta planu ratunkowego, której owocem jest skupienie uwagi na pojedynczych, za to bardzo zainteresowanych Prawdą duszach. Jednak bez względu na to, czy byłby realizowany plan pierwotny, czy też obecny, ludzie stoją przed koniecznością wyboru, którego każdy z nas musi dokonać indywidualnie. Przy czym wybór ten, z uwagi na zbliżający się ostateczny upadek obecnego paradygmatu, będzie miał ogromne konsekwencje. Próba przetrwania wojen i kataklizmów nie wniesie niczego dobrego w dłuższej perspektywie czasu, jak również niczego nie zapewni, natomiast opowiedzenie się za Paradygmatem Kłamstwa będzie miało ostatecznie opłakane skutki zarówno tu na Ziemi, jak i po jej opuszczeniu. Stoimy bowiem na skraju sytuacji porównywalnej do tej, która miała miejsce przed wydarzeniami opisanymi w Biblii (jak również w innych księgach) jako potop[3]. Przy czym obecnie będziemy mieli do czynienia z odwrotną chronologią. Czyli - pierwotna wersja świata (Paradygmat Prawdy) został odrzucony, kiedy ludzkość wiedziona manipulacją wybrała kłamstwo i jego ojca, tym samym zapoczątkowując proces oddalania się od Prawdy, co doprowadziło do powstania Paradygmatu Kłamstwa, a dalej na Ziemi systemu z proto-starożytnymi cywilizacjami i proto-starożytnymi religiami pod egidą i czynnym („fizycznym”) współdziałaniem negatywnych duchów, który upadł w swojej pierwotnej wersji w czasie potopu. Po potopie nastąpiła mało skuteczna próba odbudowy świata opartego na spuściźnie i pozostałościach infrastruktury sprzed potopu, tym razem bez czynnego („fizycznego”) udziału negatywnych duchów, jednak z uwagi na brak zaawansowanych technologii dostępnych wcześniej oraz bez wsparcia („fizycznego”) duchów negatywnych, zakończyła się ona niepowodzeniem.
Według przyjętych przez historyków podziałów koniec starożytności nastąpił w V wieku n.e., jednak podział historyczny różni się znacznie od podziału na okresy duchowe, które to dla ludzi poszukujących Prawdy są ważniejsze. Czasy, w których obecnie żyjemy, zdają się nie mieć nic wspólnego z archaicznymi cywilizacjami oraz religiami. W rzeczywistości czerpią z nich całymi garściami, warunkując podziały społeczne, administracyjne oraz duchowe - kształtujące religie, przy czym odniesienia duchowe wbrew pozorom stoją dużo wyżej w hierarchii oddziaływania, wpływając na społeczne, a nie odwrotnie, jak pozornie mogłoby się wydawać.
____
3 - Pojęcie, jak i zjawiska o dużo większej skali niż przekazywane między innymi w Biblii - wymaga odrębnego, szerszego wyjaśnienia
Warto wiedzieć, że każdą zmianę poprzedza przybycie na Ziemię świadka Prawdy, proroka, który zapowiada nadchodzące wydarzenia, ostrzegając i nawołując do wejścia na odpowiednią drogę. Na przestrzeni dziejów nie było ich wcale wielu. Dziś wymienię tylko jednego znanego z Biblii jako Noe. Opierając się na chronologii wydarzeń duchowych możemy wyodrębnić pewien okres przejściowy. Miał on miejsce pomiędzy Paradygmatem Prawdy, a potopem. Jest on bardzo ważny, ponieważ stoimy właśnie na progu jego analogicznej wersji. Tym razem okres przejściowy poprzedzi III WŚ. Po niej nastanie fałszywy nowy świat – (okres przejściowy) z jego nowym pseudoporządkiem, duchy negatywne na powrót będą miały możliwość uwidocznienia (przenikając z przestrzeni astralnych), po czym dojdzie do „drugiego potopu”[4], w czasie którego nastąpi ostateczny upadek Paradygmatu Kłamstwa, by natychmiast po nim, w ciągu ostatnich dni, Ziemia została przywrócona do jej pierwotnej formy[5]. Historia zatoczy więc koło. Opisany tu przebieg wydarzeń jest oczywiście niezwykle uproszczony. Celowo pominąłem wiele ważnych wątków i szczegółów, aby utrudnić pseudooświeconym posługiwanie się właściwą chronologią.
Jak sami się domyślacie, do Nowego Świata lub inaczej Nowego Paradygmatu Prawdy będą mogły wejść wyłącznie dusze (dusze, ponieważ ciała również zostaną przywrócone do pierwotnej formy – doskonałej), które korzystając z nadanej nam wolnej woli same opowiedzą się po stronie Prawdy i wyrażą chęć istnienia w jej Paradygmacie. Wyboru tego należy dokonać jeszcze w czasie trwania Paradygmatu Kłamstwa, zanim na Ziemię spadnie lawina negatywnych wydarzeń, najlepiej już dziś, z uwagi na złożoność procesów duchowych, w które jesteśmy uwikłani przebywając na Ziemi w obecnych ciałach. Jeszcze lepiej natychmiast, ponieważ prawdziwy, wartościowy i w pewien sposób uwalniający nas wybór musi dokonać się bez jakiejkolwiek presji lub strachu. Natychmiast, ponieważ, jak się przekonacie czytając dalszą część tekstu, sam wybór jest jedynie początkiem wejścia na pewną drogę. Osoby, które miały możliwość wysłuchania wykładu „Przebudzenie”, doskonale zdają sobie z tego sprawę.
Uwolnienie ze stanu mentalnego, w którym przebywa obecnie większość ludzkości, jest procesem złożonym i długotrwałym, a o końcowym efekcie zadecyduje realny stan naszego duchowego wnętrza, który nie może być w żaden sposób zafałszowany lub stanowić jedynie fasady. Jeśli bowiem nie wykiełkują w was pewne nowe idee, właściwe rozumienie świata oraz nowy rodzaj świadomości duchowej, nadal będziecie przynależeć do starego paradygmatu i będziecie musieli odejść wraz z jego końcem. Na zaawansowanym etapie destrukcji same słowne lub nawet rozpaczliwe deklaracje chęci zmian nie będą niestety miały żadnej mocy sprawczej. Uwolnienie od części ludzkich naleciałości i przywar oraz wyjście z systemów przekonań jest procesem tak złożonym, że dokonanie tego w kilka miesięcy uważam za prawie niemożliwe, a przecież będą nam w tym przeszkadzać wszystkie siły zarówno sygnatariuszy „piekła” na Ziemi, same negatywne duchy, jak również katastroficzne wydarzenia.
____
4 - Wydarzenia o niewyobrażalnej skali.
5 - Więcej szczegółów możecie dowiedzieć się z wykładów oraz książek.
Wybór, droga, drogowskazy
Przejdźmy teraz do sedna sprawy. Z punktu widzenia osoby chcącej (przynajmniej teoretycznie) dokonać wyboru, wszystko może wydawać się proste, ponieważ mamy jedynie dwie opcje - Prawdę i kłamstwo. Wybór Prawdy wydaje się być zupełnie naturalny i oczywisty. Kiedy jednak zaczniemy mierzyć się z tym pozornie łatwym zadaniem, dość szybko odkrywamy, że decyzja ta bezwzględnie wymusza na nas otwarcie nieznanej nam księgi Prawdy. Już po przeczytaniu kilku pierwszych stron zaczynamy rozumieć, że treści, które zawiera, nijak nie pasują do tego, co stanowi cel oraz istotę naszego obecnego życia. Księga ta ponadto zaraz po krótkim i niezwykle szokującym wstępie mieści cały rozdział o nas samych. Jak się domyślacie, jego treść w zdecydowanej większości przypadków usiana jest fragmentami, które chcielibyśmy wymazać, zwłaszcza kiedy czytamy je w nowo otrzymanym świetle. Zapewne wielu skłonnych jest na tym etapie porzucić „dalszą lekturę”. Przyjdę tu z małą pomocą. Musicie wiedzieć, że ponieważ padliście ofiarą Paradygmatu Kłamstwa, odwoływanie się do jego praw stanowi wyłącznie jego właściwość i podlegają temu tylko te osoby, które uznają jego zwierzchność. Nie można odpowiadać za coś, o czym się nie wiedziało lub czego się nie rozumiało. Nie można przecież skazać na karę śmierci małego dziecka, które strzeliło do przypadkowej osoby z niezabezpieczonego pistoletu, doprowadzając do jej zgonu. Trzeba jednak pamiętać, że prawo to działa jedynie wtedy, kiedy chcemy wszystko naprawić, wejść na drogę Prawdy. Oczywistym jest, że idąc nią, będziemy kierować się najwyższym jej prawem - czyli prawem miłości, co wyklucza działanie na szkodę innych lub powrót do tak zwanych złych uczynków. Natomiast wszystkie konsekwencje wcześniejszego życia mogą (choć nie muszą) być odczuwalne do końca naszych ziemskich dni.
Załóżmy jednak, że ktoś jest już na tyle dojrzały, aby zmierzyć się z wyzwaniem wejścia na drogę Prawdy, doznał pierwotnego oświecenia, stając się pobudzony duchowo oraz świadomy na tyle, by zorientować się, że coś z tym światem jest nie tak. Ma również determinację do działania. Pierwszym, arcyważnym, a za razem podstawowym zadaniem powinno być dla nas ustalenie, co jest prawdą. Oczywistym jest, że jeśli chcemy wybrać Prawdę, musimy najpierw ustalić, co nią jest! Tu sprawy zaczynają się komplikować. Skoro od kołyski karmieni byliśmy kłamstwami, dogmatyzowani, a na dodatek dostęp do prawdy był nam ograniczany, wypaczano nam ją, wprowadzano nas na fałszywe ścieżki wiodące do miejsc, w których nie mogliśmy uzyskać niczego więcej ponad trywialnym stwierdzeniem „musisz wierzyć” lub dotarciem do ściany, o którą miliony jak nie miliardy roztrzaskiwało się z hukiem, wpadając w rozpacz, teoretycznie jesteśmy zgubieni. Jeszcze gorszym okazuje się to, że dobry wybór nie ma nic wspólnego z religiami, ponieważ one nigdy, przenigdy nie skupiają się na Prawdzie, a jedynie na samych sobie, sprowadzając swoją działalność do „nawracania” na religię, a nie Prawdę (czyli Boga). Jak więc mamy w ogóle zacząć szukać początku naszej duchowej ścieżki?
Nie martwcie się, mam dla was dobrą wiadomość, która przy okazji jest jedną z większych tajemnic Paradygmatu Kłamstwa[6]. Wszyscy bez wyjątku Prawdę macie zapisaną w swojej pierwotnej istocie duchowej. Wyszliście bowiem ze Źródła czyli z Prawdy, zatem bez względu na to, jak i gdzie zawędrowaliście, kim jesteście i w co wierzycie obecnie, stoicie na końcu drogi, której początek był u Źródła. A choćbyście odeszli od Niego nieskończenie daleko i wody waszego życia były niezwykle zanieczyszczone lub prawie wyschły, nadal stanowicie jego część i macie z nim łączność. Koniec każdej drogi stanowi przecież początek drogi powrotnej. Wystarczy więc teoretycznie obrócić się o sto osiemdziesiąt stopni, by zacząć proces powrotu do tegoż Źródła - powrotu do domu. Czyż nie jest to niezwykłe, piękne, a zarazem proste? Wystarczy dokonać wspomnianego obrotu i już jesteście na początku dobrej drogi, będącej również nowym szlakiem waszego życia! No właśnie - o sto osiemdziesiąt stopni, czyli musicie się udać w kierunku przeciwnym do tego, w którym obecnie zmierzacie!
Niektórzy idąc przez życie wpakowali się w straszne bagna, inni weszli na szczyty gór ludzkiej kariery i boją się zejść lub tkwią na nich nie chcąc utracić „pięknych" widoków, które roztaczają się z takich szczytów (poza tym nie po to tyle się trudzili, żeby teraz to porzucić), jeszcze inni utknęli w jaskiniach mentalnych ograniczeń, przez co zaklinowani nie mogą się ruszyć. Wszyscy zatem bez wyjątku na początku, chcąc wrócić do źródła, będą musieli zmierzyć się z koniecznością wygrzebania z miejsc, w których ugrzęźli. Nie wspomnę, że chwilę później, już na drodze powrotnej zmuszeni będą „podziwiać” wszystko to, co idąc wcześniej poniszczyli, niejednokrotnie mijać tych, których skrzywdzili. To trudny okres pełen zniechęceń, obfitujący w dylematy. Nie należy się jednak w tym czasie poddawać, ponieważ prędzej czy później wszyscy wydostaniecie się nawet z największych bagien życia, wyzwolicie z kazamatów mentalnych ograniczeń czy porzucicie zabójcze, pozornie przepiękne widoki.
____
6 - Kapłani różnych religii bardzo nie lubią, kiedy poznajecie tę tajemnicę, ponieważ okazuje się, że są oni zbędni, a zwłaszcza ich pogańskie rytuały, z których dobrze żyją i dzięki którym utrzymują was przy sobie.
Aby rozwinąć wątek „obrotu”, musiałbym napisać kilkaset stron, co zapewne i tak bez dodatkowych wyjaśnień i wprowadzenia nie wyczerpałoby tematu. Dochodzi również aspekt waszej indywidualności, ograniczeń fizycznych narzuconych przez prawa Paradygmatu Kłamstwa oraz wspomniany fakt, że przecież każdy idąc przez życie jest obecnie w innym jego miejscu. Skupię się więc dziś jedynie na kilku elementach, jednocześnie zapewniając, że wrócimy do tego tematu na naszej stronie internetowej lub wykładach. Poniżej znajdziecie dwie uwagi, będące jednocześnie wskazówkami, które, mam nadzieję, rozbudzą wasze duchowe wnętrze.
Po pierwsze, jak już się domyślacie, jeśli dokonacie takiego zwrotu, będziecie szli pod prąd, niezgodnie z ogólnie przyjętym kierunkiem, jaki obrała ludzkość i wasze najbliższe otoczenie i to w o wiele szerszym rozumieniu niż teraz myślicie. Spotkacie się z niezrozumieniem (ci, którzy są już na drodze do Prawdy z pewnością odczuli opisywane powyżej zjawiska) i odrzuceniem, a być może wrogością, ponieważ swoim działaniem zaburzacie „porządek” i przyjęte „normy” oraz naruszacie tzw. tradycje. Robiąc zwrot zakłócacie przecież ogólny pęd ludzkości, gnanej niczym stado owiec w określonym przez jednostki mające możliwość narzucania wam swoich pomysłów kierunku. Wybranie własnej, niezależnej drogi jest niepożądane również przez waszych „pasterzy” - tych widzialnych, jak i niewidzialnych oraz waszych właścicieli (rządców świata), ale także pozostałe nieświadome owieczki.
Po drugie będziecie musieli „pozostawić” zdobyte na swej wcześniejszej drodze artefakty, ponieważ będą one wam ciążyć, jak również nie pasować do wybranego kierunku marszu. Sami zresztą odkryjecie, iż nie da się dźwigać pod górę gigantycznego plecaka, którego zawartość w połowie jest zbędna, a jedynym powodem, dla którego umieściliście w nim ciążące teraz artefakty, jest wasze osobiste przywiązanie, wynikające z charakterystycznych dla ofiar Paradygmatu Kłamstwa odruchów.
No dobrze, ale czy sam obrót o sto osiemdziesiąt stopni daje gwarancję wejścia na właściwą drogę? Nie do końca, bo choć sama zmiana kierunku jest już dużym sukcesem, musicie jeszcze zacząć zmierzać ku Prawdzie, a to wymaga uściślenia drogi. Ktoś, kto ugrzązł na alegorycznych bagnach życia, po dokonaniu zwrotu dość szybko może znowu się zagubić, wpadając w jeszcze gorsze tarapaty (najczęściej na takich czyhają „sekty” oraz „psycho-sekty”). Zatem sam zwrot, choć bardzo ważny, stanowi jedynie początek nowej drogi, którą należy odkryć i oczywiście kroczyć nią na przekór wszystkiemu i wszystkim. Zapewne miny tych, którzy na początku powiedzieli „chcę Prawdy”, „pragnę Jej” nieco posmutniały. Żeby było jeszcze ciekawiej, doleję odrobiny oliwy do ognia rozterki waszego entuzjastycznego, pierwotnego wyboru. Oczywiście nie głoszę tego i nie namawiam do działań tak skrajnych, jak w wymienionym poniżej przykładzie, ale co by było, gdybyśmy musieli zostawić absolutnie wszystko, stać się nędzarzami, by iść drogą do Prawdy? Ilu z was zdecydowałoby się na taki krok? Jak szybko przygasłoby w was uwielbienie Prawdy? Wybierając drogę, trzymajcie się jej nie idąc na kompromis z Paradygmatem Kłamstwa. Tym sposobem unikniecie tego wszystkiego, co stało się charakterystyczne dla całego świata wyznawców najrozmaitszych, miłych dla ludzi, lecz niemających niczego wspólnego z Prawdą wyznań. Tak właśnie żyje świat różnych religii. Jedno mówią księgi (pomijając ich rzeczywistą wartość), co innego tworzą i głoszą kapłani, a wyznawcy robią jeszcze coś innego twierdząc, że wierzą i robią dokładnie to, co głosi dana religia. I tak - wesoło, w kompletnym zakłamaniu i hipokryzji wszyscy płyną beztrosko ku nicości, dbając, aby nikt nie naruszał niczyjej strefy komfortu. Czyli kapłani wiedzą doskonale, co robi lud, lud wie doskonale, co robią kapłani, panuje jednak swoisty pakt o nieagresji i łódka ludzkości dalej dryfuje ku lucyferiańskim lądom, na brzegu których czekają „piekielni” handlarze duchowym towarem.
Wróćmy jednak do naszej drogi powrotnej. Tu niestety rysuje się przed nami ponura rzeczywistość niezliczonych wypaczeń i fałszywych tropów stworzonych przez samą ludzkość na przestrzeni tysięcy lat. Jeśli wejdziemy na niewłaściwą drogę powrotną, możemy pobłądzić. Pamiętajmy, że wielu instytucjom, negatywnym duchom oraz kapłanom zależy na tym, abyśmy w gąszczu niezrozumienia pobłądzili, wyszli na manowce, a najlepiej wrócili do punktu wyjścia. Właśnie dlatego świat był nieustannie dzielony, dlatego też powstało wiele religii, po to również działają fałszywi prorocy. Dziwnym trafem prorocy danej religii, głoszą i mają „wizje” tego, czego naucza ich religia, mówiąc przy okazji, że inne się mylą, a „wróżbici” konkurencyjnych wyznań robią dokładnie to samo.
Nie martwcie się jednak - i na to jest pewien sposób. Jak już wspomniałem, pierwotną prawdę macie zapisaną w samych sobie. Musicie zatem jedynie ją sobie przypomnieć. Przypomnieć kim jesteście, skąd pochodzicie, jak również zdać sobie sprawę z tego, gdzie się obecnie znaleźliście. Na ziemi ulegacie procesowi imprintingu, który bardzo szczegółowo wyjaśniam na wykładzie „Przebudzenie”, jesteście zagłuszani i zakrzykiwani przez świat, przytłoczeni jego cywilizacją, ulegacie bezwzględnemu mechanizmowi upływu czasu, który nieustannie poganiając kierunkuje i motywuje was do określonych działań. Musicie jeść, pić i spać, no i boicie się „śmierci”. Och, jaka to wisienka na torcie obecnego paradygmatu. Czegokolwiek i jakkolwiek byście nie robili, na końcu czeka was śmierć. Udajecie jednak, że jej nie ma. Unikacie tego tematu, chowacie do piwnic waszych umysłów, aby nie widzieć go na co dzień. Myślicie, że może sąsiad, który właśnie zmarł, nie schował śmierci dostatecznie głęboko, że może wziął ją z waszej „piwnicy” i umarł, a was to nie spotka. Tymczasem śmierć jest nieuchronna i codziennie zbliżacie się do niej o krok, a ona, nie będąc dłużna, robi krok w waszym kierunku. Większość ludzi boi się śmierci, bo nie wie, co kryje się po przekroczeniu jej progu. Niektórzy liczą na to, że nie czeka ich nic, bo umrą i po problemach. W rzeczywistości ludzie wcale nie boją się śmierci - boją się jedynie Prawdy i to tej pisanej przez duże P. Zostawmy jednak na dziś ten wątek. Opisałem go celowo w dość specyficzny sposób, aby, dodając odrobiny grozy, trochę was obudzić. Teraz przekażę kolejną dobrą wiadomość. Jeśli podejmiecie się trudu brnięcia pod prąd wybierając Prawdę, zapewniam was, że przestaniecie się bać tego, co ludzkość nazywa śmiercią. Swoją drogą uwierzcie mi, są rzeczy gorsze od śmierci.
Wrócę do odpowiedzi na pytanie, co po dokonaniu naszego duchowego pół-piruetu powinniśmy zrobić, aby znaleźć drogę powrotną do domu? Po pierwsze musicie prosić o Prawdę. Prosić przy jednoczesnym otwarciu się na nią jako tę płynącą bezpośrednio ze Źródła, z pominięciem elementów jakiegokolwiek systemu wierzeń czy przekonań, bez nastawiania na jakiś konkretny kierunek, bez zamykania się na nią. Wyobraźcie sobie, że stoicie na rozdrożu wołając o pomoc i nasłuchujecie kierunku, z którego usłyszycie odpowiadający na wasze wołania głos. Uprzedzając pytanie, które zapewne przyszło wam do głowy - podpowiem, że głosy fałszywe bez trudu rozpoznacie, z uwagi na łatwą drogę, którą wskazują, na zwodnicze „skróty", zdjęcie odpowiedzialności z was samych, a przerzucenie na kogoś, głoszą „zbawienie” czy w tym przypadku powrót do domu dla wszystkich, czasem bez jakiegokolwiek wysiłku, zaangażowania i chęci głębokich zmian, miejsce tych zastępując obrzędami, posługują się mechanizmami uzależniającymi, zaklęciami wybawczyni, które można kupić za parę złotych, zastraszaniem, zniewalają was na zasadzie - poza takim i takim „kościołem” nie ma „zbawienia”… lub opowiadają nonsensowne rzeczy. Odsyłam do bogatej literatury różnych religii, których pomysły są niejednokrotnie tak infantylne, nielogiczne lub skrajnie absurdalne, że chce się wybuchnąć śmiechem. Pozostaje mi jedynie ubolewać nad losem ich zmanipulowanych wyznawców - oszukanych nieszczęśników, którym należy raczej pomóc, niźli się z nich naśmiewać. Poza tym jeśli rzeczywiście otworzycie się na Prawdę, to jest - bez tworzenia sobie wygodnych furtek i przestrzeni na korzystne dla was rozwiązania, innymi słowy będziecie w stu procentach uczciwi względem siebie i Prawdy, której szukacie - nie odpowie Wam coś lub ktoś, kto kłamie. Dzieje się tak, ponieważ wołając o prawdę do Prawdy, w istocie wołacie do „czegoś”, „kogoś” niezdefiniowanego, niewypaczonego, tym samym - pierwotnego, niezakłóconego przez wgrane wam programy. Takie wołanie uniemożliwia kłamstwu ingerowanie w proces zarówno „budzenia”, jak i wyznaczania kierunku. Zwracając się do Prawdy w rzeczy samej zwracacie się bezpośrednio do samego Źródła, Stwórcy z pominięciem wszystkich zapisanych w waszej świadomości konstruktów meta-duchowych. Dodatkowo eliminujecie niższe formy pośrednictwa, będące tworem ludzi działających w interesie swoim i Paradygmatu Kłamstwa, takie jak: kapłani, obrazy, pół-bóstwa oraz formy komunikacji takie jak mantry - modlitwy. Wyznawcy różnych religii powinni zauważyć, że kapłani zabraniają im samodzielnego tworzenia własnych modlitw. W świetle wcześniejszych wyjaśnień możecie odkryć, czemu tak się dzieje.
Pierwotne, właściwe nauki przynoszone przez natchnionych, prawdziwych proroków były wypaczane w taki sposób, aby dostosować je do religii, a dalej systemów politycznych (czasem bywało odwrotnie - wpływ Konstantyna Wielkiego na religie KRK), które to wspólnie stanowią podstawę Paradygmatu Kłamstwa. Kapłani niejednokrotnie zacierają ślady prowadzące do Prawdy, stając się tym samym sygnatariuszami „piekła” na Ziemi, czego dowody można odnaleźć nawet w Biblii. To miejsce aż prosi się o dość obszerne wyjaśnienia dotyczące Biblii, jak również kilku innych ksiąg, stanowiące wprowadzenie do dalszej części tekstu. Muszę jednak jak wcześniej pominąć ten rozległy rozdział, zostawiając jednak maleńki fragment słów pewnego proroka Prawdy. W obecnej wersji brzmi "Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie.". W istocie przesłanie to, okaleczone formalnie, w pierwotnej wersji mówiło coś zupełnie innego, jak również brzmiało inaczej. Do tego, który nauczał pierwotnego przekazu, nie będę się w tym tekście odnosił. Poniżej zamieszczam właściwe ujęcie pouczenia:
Jeśli chcecie wrócić do domu Ojca, musicie nawrócić się (nawrócić się – znaczy dokonać zwrotu) i wstąpić na drogę Prawdy. Jest ona trudna i kamienista, musicie nią niestrudzenie podążać, pozostawiając wszystko za sobą. Na drodze tej nie ma żadnych pośredników ((czyli takich, do których musicie się zwrócić, chcąc zwrócić się bezpośrednio do Stwórcy, Źródła np. ze względu na to, że jesteście niegodni itp.) takich jak kapłani, czarodzieje, magowie, guru, itp. – do Prawdy zwracacie się wy sami) między wami, a Stwórcą - jedyne co was od Niego oddziela to sama droga, ponieważ odeszliście od Niego. Kto mnie wysłucha (tego nauczyciela – proroka, z którego później zrobiono Jezusa i nadano mu status boga), temu wskażę właściwą drogę i opowiem o Prawdzie, ponieważ przybyłem na Ziemię, aby przekazać Prawdę.
Teraz jeszcze raz, bez nawiasów:
Jeśli chcecie wrócić do domu Ojca, musicie nawrócić się i wstąpić na drogę Prawdy. Jest ona trudna i kamienista, musicie nią niestrudzenie podążać, pozostawiając wszystko za sobą. Na drodze tej nie ma żadnych pośredników między wami, a Stwórcą - jedyne co was od Niego oddziela to sama droga, ponieważ odeszliście od Niego. Kto mnie wysłucha, temu wskażę właściwą drogę i opowiem o Prawdzie, ponieważ przybyłem na Ziemię, aby przekazać Prawdę.
Jak sami widzicie, kontynuuję jedynie prawidłowe nauczanie zgodne z pierwotnym przekazem proroków Prawdy.
Jak można zacząć? Wyciszcie się w jakimś spokojnym miejscu, nie dając możliwości atakującym was w myślach natrętnym sprawom przyziemnym, które stanowią przeszkodę w celu uzyskania stanu paramedytacyjnego. Zostańcie tylko wy i cisza. Zanieście prosto z serca wołania o oświecenie, wskazanie drogi, zanieście w myślach ładunek tęsknoty za Prawdą, za powrotem do domu. Nie bójcie się łez, uniesień ani niczego, co wypłynie z waszych dusz. Nie bójcie się tęsknoty, nie wahajcie się przyznać, że jesteście zagubionymi dziećmi oddzielonymi od prawdziwej, jedynej miłości i doskonałości, którą jest Prawda. Nie bójcie się jej, nie musicie nic mówić - komunikacja duchowa odbywa się bez słów.
Ostrzegam jednak, że jeśli zaczniecie wołać do bożka, którego macie w wyobraźni, odpowie wam bożek, w którego wierzycie, będący wytworem Paradygmatu Kłamstwa specyficznym dla lokalnie przyjętej religii. Właśnie w tym celu religie (poza Islamem) tworzą wizerunki bożków, co nigdy nie powinno mieć miejsca. Ten zabieg ma za zadanie wgranie do waszej świadomości wizerunków bóstw np. bóstwa gromów, jakiegoś wyobrażenia postaci, świętej krowy, świętej małpy czy świętego kamienia, abyście nie mogli zwrócić się do Prawdy. Załóżmy jednak, że warunek pierwszy został spełniony i pozbawieni nastawienia na jakieś wyznanie prosicie o pomoc. Gwarantuje wam, że prawie na pewno odniesiecie (przynajmniej na początku) błędne wrażenie, że nic się nie dzieje, że nic się nie zmienia i że nikt nam na nasze rozpaczliwe wołania nie odpowiada. Możecie ulec pokusie myślenia, że albo ktoś was ignoruje albo w ogóle, po drugiej stronie nikogo nie ma, a wy robicie z siebie naiwnych głupców wierząc w jakieś bajki. Tymczasem problem stanowicie wy, a nie Niebo. Po prostu nie umiecie słuchać. Na początku - będąc nadal nieświadomi, nastawieni na pewne rodzaje i formy komunikacji oraz zgodne z naszymi nie do końca oczyszczonymi przekonaniami wyobrażenia - zawężacie możliwość pełnego odbioru tego, co moglibyście „usłyszeć”. Spodziewacie się echa, które odpowie wam w podobnej formie do tej, którą sami wyemitowaliście, tymczasem nadchodząca odpowiedź będzie zupełnie inna, niż zakładacie. Może się zdarzyć, że jej nie zauważycie lub pominiecie. Trzeba się więc pewnych rzeczy nauczyć. Niestety po raz kolejny zmuszony jestem zakończyć ten niezwykle istotny wątek. Stanowi on bowiem kolejne, odrębne, bardzo rozległe zagadnienie. Niech pozostanie chwilowo tajemnicą, którą powierzę zainteresowanym, pracowitym i dociekliwym, dając przedsmak tego, czym są doświadczenia mistyczne.
Ludzie zapomnieli o wielu zdolnościach, które posiadają. Sam Paradygmat Kłamstwa wytworzył „przesłony” utrudniające łatwą komunikację na wielu płaszczyznach tak fizycznych, jak i niefizycznych. Nie oznacza to oczywiście, że zatraciliście je zupełnie – wytrwale pracując można je w pewnym stopniu odzyskać. Właśnie, cierpliwość – tej brakuje nam najbardziej. Nauczyliśmy się wszystkiego żądać na zasadzie – teraz, natychmiast i to tak, jak tego chcemy. Taki roszczeniowy, egoistyczny, a przede wszystkim pyszny odbiór świata jest charakterystyczny dla ludzi wychowanych w Paradygmacie Kłamstwa. Za brakiem cierpliwości idzie brak umiejętności obserwacji. Poniżej posłużę się przykładem. Myślę, że będzie dla was nie tylko wskazówką tego, co powinniście zacząć praktykować, ale uświadomi to, jak więźniowie Paradygmatu Kłamstwa odbierają świat.
Wyobraźcie sobie polanę ukrytą wśród lasów. Na polanie kilka osób zbudowało swoje wymarzone domy. Każdy mieszkaniec, chcąc dostać się do domu, zmuszony jest pokonać pewien odcinek szutrowej drogi, która przecinając las wije się pomiędzy łagodnymi zboczami gęsto porośniętymi pięknie pachnącymi świerkami. Jeśli do domu będzie wracał człowiek, który związany jest całkowicie z Paradygmatem Kłamstwa, śpieszący się nieustannie, pokona ten odcinek samochodem, nie zwracając uwagi na nic poza drogą. Widzi on tylko kawałek piaskowej przesieki, który chce jak najszybciej minąć. Jeśli do domu będzie wracał wielbiciel „lemoniady” typu „procent plus”, który chwilę wcześniej opił się jej na tyle dużo, aby mieć problem z założeniem płaszcza na właściwą stronę, przebywając ten odcinek z pewnością pochłonięty będzie innymi problemami np. nad niezwykle trudnym zadaniem utrzymania się w granicach szerokości drogi, nieustannie zataczając od jej prawej do lewej krawędzi, jak się domyślacie - bez pomocy i udziału wiatru halnego wiejącego z prędkością 200 km/h. Jego głowę zaprzątać będą mdławe problemy wynikające z toczącej się wewnętrznej walki między nim, a posiłkiem zjedzonym w czasie libacji, który nagle ożył i postanowił wydostać się na zewnątrz jego ciała. Będzie zastanawiał się, czy aby na pewno idzie właściwą drogą, ponieważ obecna wydaje się niezwykle długa i nie równa oraz że mimo kilkunastu przerw na odpoczynek nadal nie dotarł do domu. Nie zauważy przy tym nieszczęśnik, że z jakiegoś niezrozumiałego powodu komary, które go ugryzły, padają po dłuższej chwili niczym muchy popryskane muchozolem. Ostatnia osoba najbardziej wrażliwa i uduchowiona, idąc przez las będzie odczuwać radość związaną z możliwością odbycia przy okazji powrotu do domu krótkiego spaceru. Będzie podziwiać piękno natury, poczuje zapach świerków, usłyszy śpiew ptaków, zauważy przepiękne kolory liści, słońce igrające między konarami szumiących nad jej głową drzew. Trudno uwierzyć, jak niewyobrażalne są różnice w postrzeganiu świata, jak wiele można przeoczyć, będąc zaślepionym proponowanymi przez obecny paradygmat „dobrami”. Jedna droga, trzy osoby, trzy zupełnie różne jej oblicza.
Chcąc zacząć słyszeć, musicie odpowiednio nastroić odbiorniki waszego duchowego radia, nauczyć się wyciszać, wrócić myślami do czasów dzieciństwa, kiedy to spacer po lesie był dla was prawdziwą przygodą. Tylko tak rozbudzicie swoje zdolności. Musicie nauczyć się zadawać pytania, nawet te najtrudniejsze - zupełnie jak dzieci i w pewien sposób musicie stać się właśnie takimi jak one. Mogę was również zapewnić, że pytając zawsze otrzymacie odpowiedź, że ktoś stanie na waszej drodze i wskaże wam, którędy należy iść.
Jeśli nauczycie się cierpliwości, porzucicie pychę i przekonanie o tym, że wszystko wiecie oraz będziecie powtarzać wołania, usłyszycie „głos”. Zapewne najpierw będzie to głos cichy i nie bardzo będziecie mogli ustalić ostateczny kierunek, z którego dobiega. Jest to bardzo specyficzny, burzliwy okres lęku. Okres powracających dylematów, rozterek budzących się w ludziach wychowanych w pewnych przekonaniach religijnych. W tym czasie wiele osób próbuje przeczesywać internet, czytać, szukać, złości się, że zostały oszukane. Inni załamują się, są rozgoryczeni, czasem wracają do wcześniejszych wierzeń (bo to łatwe i znane), część poddaje się, część natomiast zostaje ateistami. Tak było w przypadku słynnego biblisty, który całe swoje życie poświęcił studiowaniu tej księgi oraz nauczaniu na jej podstawie religii. Któregoś wieczoru przed snem, zupełnie mimochodem, ale szczerze, wysłał w przestrzeń pytanie „Jaka jest prawda?” i zasnął. Rano po przebudzeniu wziął Biblię i, jak to mają w zwyczaju protestanci, chciał sobie coś wywróżyć. Tak - protestanci (choć nie tylko oni) wróżą z Biblii, a robią to w następujący sposób. Biorą książkę nazywaną pismem „świętym” i otwierają na przypadkowej stronie, po czym czytają treść, która wpadnie im w oko, no i mają wróżbę. Pół biedy, gdy robią to sporadycznie - większość czyni to nagminnie. Uważają, że w ten sposób odpowiada im Bóg. No wiecie, Biblia jest „święta”, więc Bóg używa jej do komunikacji, bo przecież inaczej nie może. Tym razem jednak stało się coś niezwykłego. Ów biblista przeczytał treść wersetu, który znał zresztą doskonale na pamięć z uwagi na swoją profesję, ale po raz pierwszy zobaczył w czytanym fragmencie coś zupełnie innego niż zwykle - zupełnie tak, jakby ktoś przetarł mu oczy. Nagle go oświeciło. Uznał, że to, co jeszcze wczoraj brał za wspaniały, święty, natchniony, zapisany ręką samego Boga tekst, to jakaś brednia. Niesiony tą myślą przeczytał jeszcze raz - właśnie w świetle otrzymanego oświecenia - całą Biblię i uznał, że to jedna wielka bzdura, że zmarnował sobie i wielu ludziom, których nauczał, życie. W efekcie tych przeżyć i wydarzeń został ateistą. Nieszczęśnik popełnił kilka błędów. Nie przyjął prawdy taką, jaka ona jest. Nie chciał szukać alternatywnych odpowiedzi. Nie zadał ponownie pytania typu - „To w takim razie jaka jest prawda?”. Pożarła go również pycha przeświadczenia o swojej doskonałej inteligencji i wiedzy, wyższości, a także niewyobrażalne rozgoryczenie jakiego doznał, kiedy zmierzył się z faktem, że został oszukany. Nie popełniajcie na swej drodze takich błędów. To, że w Biblii napisane jest, że Bóg nakazuje mordować, nie oznacza, że jest to prawda. Nie oznacza też, że to słowa Boga. Może i jakiegoś bóstwa, ale z pewnością nie Prawdy. Może warto już dziś przełknąć niewyobrażalnie gorzką pigułkę uświadamiającą nam, że to z samą Biblią jest coś nie tak.
Osobiście mógłbym mu wszystko wyjaśnić i sprostować ścieżkę, na którą wszedł, jednak nie miałem takiej możliwości. Być może gdyby nadal szukał Prawdy, trafiłby na nią. Popełnił on jednak najgorszy możliwy błąd, o którym wspomniałem - przestał nawoływać, przestał szukać. Na swoje nieszczęście, jak również nieszczęście wielu ludzi - między innymi swoich byłych słuchaczy, wykorzystał z całą mocą doskonałą wiedzę, którą posiadał na temat Biblii w celu walki nie tylko z nią samą, nie tylko z chrześcijaństwem, ale nawet z samym w jego rozumieniu Bogiem. Pomyślcie, co czuli jego uczniowie, kiedy oznajmił im, że Boga nie ma. Na podstawie tej historii, można wyciągnąć pewne dodatkowe wnioski. Nasz biblista w zasadzie się nie pomylił. Dostał odpowiedź na zadane pytanie, oświecenie, a nawet wyciągnął właściwe wnioski, jednak nie przyszło mu do głowy, że jest to odpowiedź z Nieba (pycha – myślał, że sam to wyrozumował w swym geniuszu), że jest to forma przebudzenia, zachęta do poszukiwań, a nie grom kończący ten etap jego życia. Nie zauważył, że otwierają się przed nim nowe, bezkresne horyzonty, a nie zamyka krypta grobowca rozczarowania. Smutny to koniec. Głos kłamstwa i świata oraz rozpacz, której doświadczył, mierząc się z Prawdą, w pewien sposób go zabiły. Jak sami widzicie, musicie nauczyć się oddzielać głosy prowadzące ludzkość donikąd. Nigdy nie powinna mieć miejsca sytuacja wcielania się w rolę nauczycieli osób, które nie widziały i nie doświadczyły pewnych zjawisk osobiście, a tak się najczęściej dzieje. Religii nauczają ludzie, którzy Prawdy nigdy nie widzieli na oczy. Nauczać próbują również osoby, które usłyszały jedynie fragment prawdy i przekazują ją, nie mając przy tym ani bezpośredniej wiedzy, ani zdolności, niejednokrotnie wypaczając ją, czyniąc przy tym ogromne spustoszenie. Takie działania niosą ponad to ryzyko tworzenia własnych interpretacji, co ostatecznie przeinacza pierwotną wersję. Nauczaniem Prawdy powinny zajmować się wyłącznie takie osoby, które mają właściwe posłannictwo pochodzące bezpośrednio ze Źródła.
Nie sądźcie, że jeśli odseparujecie zwodnicze głosy religijnych mataczy oraz im podobnych, pozbyliście się już wszystkich problemów. Kłamstwo ma jeszcze drugą linię obrony. Kiedy Paradygmat wykryje waszą próbę wyrwania się z kajdan jego więzienia, natychmiast przystępuje do działania, próbując zasypywać wymykające się z jego szpon osoby bieżącymi, ziemskimi sprawami oraz sącząc w serca wątpliwości. Ma to utrudnić skupienie, wyciszenie, wyjście z niego. Ma przekierować waszą uwagę na inne sprawy lub zniechęcić do poszukiwań. Jednak w miarę powtarzania wołania odnajdziecie ostateczny kierunek i mówię wam - poczujecie to całym sercem. Pamiętajcie jednak o tym, że nie możecie tkwić w żadnym systemie przekonań, a wołanie to musi być wołaniem o Prawdę, a nie skierowanym do jakiegoś boga będącego częścią waszego systemu przekonań, ponieważ tylko wtedy dostaniecie odpowiedź właściwą. Chodzi oczywiście nie o odpowiedź bezpośrednią, a naprowadzenie poprzez zdarzenia, ludzi, wewnętrzne poruszenia itd. (jeszcze raz podkreślam, jest to bardzo ważne - nie możecie mentalnie być nastawieni na żadną religię, bóstwo itd. gdyż wtedy usłyszycie głos tego, który stoi za daną religią… Wołając o Prawdę, odpowie wam Prawda, a kto jest Prawdą i Ojcem prawdy, wiecie). Osoby, które słuchały wykładu „Przebudzenie”, łatwiej to zrozumieją, zwłaszcza część - dlaczego należy oczyścić się z systemów przekonań z naciskiem na przekonania religijne.
Tu zaczyna się ciernista droga, ponieważ łatwiej jest wierzyć w to, w co się chce wierzyć, uznawać za prawdę coś, co jest zgodne z naszym systemem przekonań, niż przyznać się do tego, że wierzyło się w bzdury, że atrakcyjne slogany okazały się kuglarską sztuczką teatralnie ubranych kapłanów. Nasuwa się pytanie - dlaczego tak uporczywie tkwimy w kłamstwach? Spróbuję odpowiedzieć i na nie. Problem w tym, że korzenie kłamstwa, w którym żyjemy, sięgają niezwykle głęboko w naszą świadomość, a nawet podświadomość. Ba, czasem wgrane są tak silnie, że reagujemy w określony, niechciany przez nas sposób mimo dużych postępów na drodze przywracania świadomości duchowej. Nie jest to dziwne - przecież kłamstwa i ideologie zasiewano w nas od dzieciństwa. Dokonywano tego na niezwykle żyznej glebie czystego umysłu dziecka. Jak można się domyśleć, wszystkie programy zdążyły wykiełkować i rozrosnąć, stając się częścią nas samych, zanim dowiedzieliśmy się o ich istnieniu. Co więcej, proces ich wrastania powiązany był z procesem naszego dorastania. To właśnie na ich podstawie budowaliśmy nasz światopogląd. Takie przerośnięcie musi odbić się na naszej świadomości bardzo mocno. Zdarza się, że nawet poprzez mimowolne reakcje, które bardzo często przypominają odruchy Pawłowa np., kiedy ktoś nas przestraszy mimo pozornego uwolnienia od pewnych przywiązań, wołamy „O …” - wstawcie tu sobie dowolne bóstwo, którym was karmiono. Kiedyś wołano „Na Marsa!” lub „O Zeusie!”. Nie sądźcie, że wołały tak tylko osoby proste i zabobonne. Wołali tak ludzie dobrze wykształceni, bogacze, żołnierze, a nawet władcy. Traktowali te wołania tak samo poważnie, jak wy dziś traktujecie swoje do jakiegoś bóstwa lub pół-bóstwa. Wszyscy oni byli przekonani, że Zeus czy inny bóg im pomoże oraz że istnieje w rzeczywistości. Wiem, wiem - ktoś powie no, ale to było prymitywne, to było dawniej. A wiecie, że starożytni Rzymianie, czy Grecy mówili to samo, kiedy na zdobytych terenach spotykali się z wiarą podbitych ludów czczących np. święty piasek…?[7] Muszę w tym miejscu dodać, że sami wierzycie w zmienione wersje pierwotnych religii, a nawet posługujecie się tylko nieco zmienionymi wersjami starych modlitw. Za przykład niech posłuży mantra „Ojcze nasz”, będąca w istocie nieco zmodyfikowaną wersją staroegipskiej „modlitwy ślepca”. Pierwszą znacie zapewne na pamięć, drugą zamieszczam poniżej, nie podając źródła - bez trudu znajdziecie je sami.
„Modlitwa ślepca”
„Ojcze nasz nieosiągalny naszą wiedzą, ale istniejący, niech się święci imię Twoje, niech przyjdzie twoje prawo, dające światło światu gwiazd i naszemu życiu. Tego dnia ty nakarm nas chlebem i wybacz nam śmiertelne długi jak i my wybaczamy je przed niebem, ale nas chroń od pokusy i zła.”
W co więc wierzycie wyznawcy „jedynej słusznej religii”? Przykro mi - zostaliście oszukani…
Tymczasem korzenie tego paraliżującego nas pnącza, wychodzą poza obszar naszego świata, zahaczają o zjawiska niematerialne. Niemożliwym jest odkrycie ich granic bez światła z Nieba. Już Platon w swoich dziełach zauważa, że przełomowe odkrycie możliwe jest jedynie przy udziale oświecenia z przestrzeni nieziemskich, gdyż człowiek na drodze logicznego rozumowania może dojść jedynie do określonego punktu. Sam wielokrotnie doświadczałem pewnych oświeceń, stanu nagłego poznania czegoś, o czym wcześniej niejednokrotnie nie miałem pojęcia, i to w sposób tak niezwykły i wyczerpujący, a przy okazji przełomowy, że na próżno jest szukać o tym wzmianek w literaturze zajmującej się daną tematyką.
____
7 - Należy pamiętać, że Rzymianie często przyjmowali wierzenia innych podbitych ludów, jednak reakcje pierwotne były różne.
Manowce, mamidła i dylematy
Błędy interpretacyjne wynikające z niewłaściwego tłumaczenia zjawisk metafizycznych pokazują, jak bardzo sam imprinting utrudnia nam zadanie zbliżenia się do prawdy i jak bardzo jest niebezpieczny, jednocześnie dając jasną wskazówkę, że bez „oczyszczenia się” z przekonań (zwłaszcza religijnych) nasz postęp na drodze do odkrycia Prawdy zostanie zaprzepaszczony. Weźmy dla przykładu osobę wierzącą w święty kamień. Ponieważ wyrosła ona na takiej wierze, traktuje ów kamień, a właściwie jego świętość, śmiertelnie poważnie i na próżno naśmiewać się z tego. Gotowa jest za ten kamień oddać życie, czasem zabijać w jego obronie lub po to, aby inni nawrócili się na wyznanie świętego kamienia. Do chwili, w której taka jednostka nie oczyści się z programu wiary w święty kamień, nie ma szans na rozwój.
Znam dość spore grono osób, które na przestrzeni wieków doświadczyły pewnych zjawisk nadprzyrodzonych, jednak ponieważ tkwiły we wgranych systemach, nie były otwarte na Prawdę. Mimo wielkiej wrażliwości duchowej nie oparły się wypaczaniu przekazywanych im informacji lub widzianych obrazów, nadając im znaczenie zgodne z wgranymi przekonaniami, najczęściej religijnymi. To, że ktoś widzi światło, nie znaczy, że jest to anioł. Jeśli takie zjawisko zobaczy katolik, może pomyśleć, że to anioł, jeśli wyznawca świętego kamienia, ten stwierdzi, że objawił mu się duch „świętego” kamienia. Oczywiście pod warunkiem, że nie mamy do czynienia z urojeniami lub zwykłymi zjawiskami fizycznymi, co w połączeniu wymienionych stanowi 99.9% takich rzekomych wizji. Jeśli nawet ktoś czegoś doświadczył, powinien być niezwykle ostrożny, a na pewno nie pomagają w tym przekonania religijne. Jak duży udział mają w tym duchy negatywne, trudno mi jest obecnie ocenić, jednak dla nas ostatecznie ważnym jest, aby umieć te błędne interpretacje rozpoznać.
Inną grupę stanowią niestrudzeni badacze historii oraz całe rzesze poszukiwaczy prawdy takiej, która mogłaby być zgodna z nauką. Do tego grona można zaliczyć bardzo przeze mnie lubianego z uwagi na pracowitość pisarza i badacza - Erich’a von Däniken’a, który wykonał wręcz tytaniczną pracę, jeżdżąc po całym świecie w poszukiwaniu… No właśnie, w poszukiwaniu tego, co chciał znaleźć. Jego nastawienie, połączone z fantastycznymi opowieściami o UFO, doprowadziło ostatecznie do wyciągnięcia błędnych wniosków. Posłużyło przy tym w stworzeniu czegoś, co przypomina nową religię. Ta kosmo-kreacjonistyczna koncepcja jest bowiem niczym innym niż specyficzną religią, która, jak się okazuje, do dziś ma dość spore grono wyznawców zasilone w ostatnich latach przez osoby wierzące w rady galaktyczne i inne tym podobne.
Ponadto zawiadują nami gałęzie wgrywanych od dzieciństwa systemów: „tradycja” oraz „instynkt stadny”. Oba nakazują nam przynależeć do jakiejś grupy, wyznania czy religii. Odchodząc od którejkolwiek z powyższych, stajemy się pozornie czarną owcą, zdrajcą, możemy czuć się osamotnieni. Odcinając się od którejś z gałęzi, możemy również odnieść wrażenie końca czegoś bliżej nieokreślonego. Ponownie postaram się was pocieszyć. Nigdy nie znajdziecie się w sytuacji, w której będziecie sami. Nie ma również czegoś takiego jak koniec. Zawsze jest początek. Każdy koniec jednego, staje się bowiem automatycznie początkiem nowego. W tym pozytywnym świetle wszystko wygląda inaczej. Nawet sławetna „śmierć” niczego nie kończy, a rozpoczyna. Z nowym przychodzą inni ludzie, miejsca, możliwości, zdarzenia. Bądźcie zatem odważni.
Poruszę teraz bardzo ważne zagadnienie, niemające związku z treścią tego artykułu, ale z uwagi na to, że posługuję się niezbyt właściwymi, za to ogólnie przyjętymi i zrozumiałymi terminami, winien jestem już na tym etapie zapoznać was z pewnym "zjawiskiem". Otóż Paradygmat Kłamstwa stworzył coś, co nazwałem „słowa klucze”. Nie będę dziś pisał, skąd taka właśnie nazwa, jednak wskażę jedno z takich słów, którego używałem wielokrotnie w całej rozciągłości czytanego przez was tekstu, czasami celowo umieszczając je w cudzysłowie. Jest nim słowo „świętość” oraz wszystkie jego odmiany i konstelacje, których jest udziałem. Słowo to należy właśnie do grupy słów kluczy. W zasadzie nie oznacza niczego, niczego dosłownie i niczego poza tym nic. Nie jest w rzeczywistości definiowalne, a jeśli podejmowane są takie próby, to definicja jest płynna i zgodna z konkretną religią. W istocie słowo „święty” znaczy tyle, ile chcecie, żeby znaczyło, ile przypiszecie mu znaczenia, siły i waszej mocy. Jest tym, w co wy uwierzycie, że słowo to znaczy. Rozważcie to sobie dokładnie. Tymczasem za słowem tym kryje się i jest ukrywana cała hipokryzja świata, wszystkie irracjonalne manipulacje, masa zła oraz miliony ton kłamstwa. Wystarczy przed czymkolwiek najbardziej absurdalnym postawić słowo „święty/ta/te..” i już mamy niewyobrażalny efekt skłaniający ludzi do padania na kolana. „Krowa" brzmi jak krowa, ale postawmy przed nią słówko „święta” i już krowa urasta do rangi tego, w co wierzycie. Jest niezwykła, wielka i „święta”. Przy okazji ukryta jest absurdalność tego, co za tym stoi. Może być oczywiście: święty kamień, święte drzewo, święta małpa, święte ciastko, a nawet święty napletek – tak, dobrze czytacie. Nie chcę dziś zanadto rozwijać tego tematu, jednak nie z uwagi na wstydliwość, a próbę ograniczenia treści, natomiast chcę uświadomić wyznawców pewnej „jedynej słusznej” religii, że były nawet czynione zabiegi stworzenia zakonu najświętszego napletka Jezusowego. Są również relikwie „świętego napletka”, choć obecnie KRK usiłuje wszelkimi metodami wyprzeć się tych historii i zatrzeć po nich ślady. Wstydzić mogą się ci, którzy takie brednie tworzą. Ja będę niestrudzenie głosił Prawdę, a przy okazji obnażał absurdy. Wyobrażam sobie miny wyznawców KRK, którym nakazuje się całować relikwie „świętego napletka”… Zgroza! Obudźcie się, zostaliście oszukani! Zwróćcie uwagę również na to, że samej „świętości” zabroniono wam dotykać (dosłownie i w przenośni), podważać, jak również kwestionować (oczywiście poza nielicznymi kapłanami, oni mogą takową dotykać, bo są lepsi od was…). Pamiętacie powiedzenie „to jest świętość i koniec”? Czyli kłamstwa nie można w żaden sposób ruszyć. Wiecie, jak kończą tacy, którzy podważają „świętość”? Bardzo sprytny zabieg Paradygmatu Kłamstwa, prawda? Lista „słów kluczy” znajdzie się niebawem na naszej stronie i z pewnością będziemy ją systematycznie uzupełniać. Pozwólcie, że posiadając pewną wiedzę ponownie dam kuksańca „świętym krowom”. Kiedyś dość żartobliwie mówiłem, że tam gdzie kończy się skala kłamstwa, tam zaczyna się skala „świętości”.
Czemu zatem tak uporczywie trwamy w kłamstwie, mimo iż wszystkie argumenty jasno pokazują nam, że jesteśmy w kompletnym błędzie? Istnieje pewne zjawisko opisywane w psychologii. Osoba oszukiwana nie chce przyjąć do wiadomości, że trwa w zwiedzeniu, nawet jeśli wykażemy ponad wszelką wątpliwość, że została oszukana, ponieważ człowiek woli być i trwać w kłamstwie, aby tylko nie przyznać się do tego, że został oszukany. Im większe kłamstwo, w które uwierzył, tym większy wstyd, że został oszukany, więc trwa jeszcze mocniej w stanie zwiedzenia. Nie chcemy przyjąć prawdy również z uwagi na lęk przed ludźmi (co sobie ludzie pomyślą?), a ponad to w istocie z lęku przed nią samą. Boimy się, że będziemy musieli spojrzeć Prawdzie w oczy. Potoczne powiedzenia niosą czasem wiele ukrytych treści. Właśnie dlatego większość ludzi nie chce dokonać opisywanego zwrotu - boją się, że będą musieli zobaczyć wszystko to, co po sobie pozostawili i zmierzyć się z tym. Uciekają więc w kierunku przeciwnym do Prawdy. Właśnie w ten sposób nieustannie pogrążamy się w otaczającym nas życiu. Trzeba jednak zrozumieć, że strach ten wywodzi się wyłącznie z wgranych nam systemów - nie ma go w nas zaraz po urodzeniu. Dziecko nie boi się Boga do momentu, w którym kapłani nie wgrają w nie preferowanej przez nich wersji bóstwa, a później nie zaczną nim go straszyć. Znacie powiedzenie „bój się Boga”?…
Do końca swojej ziemskiej egzystencji będę walczyć z próbą przypisywania Stwórcy cech, których On nie posiada, będę walczył o to, aby ludzkość poznała Prawdę!!!
Teraz coraz wyraźniej widać, dlaczego ludziom łatwiej jest płynąć z prądem świata, jego ideami, namacalnym charakterem. Dlaczego wybieramy drogę odwrotną do Źródła? Dlaczego też tak niechętnie chcemy z niej zawrócić? Boimy się, że stracimy nasz „fajny świat”, naszych przyjaciół, imprezy, zabawy, iluzję wspaniałości i szczęścia. Nie widzimy przy tym, że płynąc z prądem błyskawicznie oddalamy się od Źródła, zatracając w doczesności, w tym, co jest naszą codziennością, w planach na przyszłość... Odurzamy się życiem, aby nie myśleć o końcu, choć doskonale wiemy, że koniec jest tylko kwestią czasu. Przypomina to romans, o którym wiemy, że nie tylko się skończy - wiemy również, że będzie to koniec tragiczny, jednak mimo wszystko trwamy w nim, ponieważ daje nam chwile radości, rozkoszy. Sprawia, że dzięki niemu odrywamy się od otaczającego nas świata, karmimy się nim, wypełniając lukę szarej codzienności, której nie umiemy niczym zapełnić.
Powrót do Źródła jawi się nam tymczasem znojną, niepotrzebną walką. Boimy się również zawrócić ku Prawdzie, ponieważ prawda została zakłamana. W jej miejsce wciśnięto do naszej świadomości krwawe, gniewne bożki, wymagające od nas czegoś, co zaprzecza ich dobru stwórczemu. Brak bezwzględnego wykonywania narzuconych przez te tyraniczne demony, będące ojcami różnych religii, poleceń powoduje ich gniew i nieskończone kary. Gdzie więc mamy doszukać się w tej sytuacji nadanej nam rzekomo wolnej woli, tak chętnie głoszonej chociażby przez chrześcijaństwo, skoro jeśli na podstawie jej aktu wybierzemy własną drogę, czeka nas za to kara w postaci wiecznego piekła?
Przez stulecia jedyną konsekwencją płynięcia z prądem świata była groźba „recyklingu”[8], jednak teraz ludzkość nieuchronnie zbliża się do gigantycznego wodospadu zmian i wszyscy płynący z nurtem cywilizacji bez wątpienia zginą w odmętach tego, co niesie ze sobą jego przerażająca kipiel.
Większość ludzi chce wierzyć w Boga - dziadka z brodą, siedzącego na tronie, który dba o nas i… Innym razem rozwiniemy i ten temat.
Kiedy okazuje się, że Bóg[9] nie ma płci (absurd teologiczny wywodzący się z patriarchatu, niezgodny z logiką i prawami świata duchowego), nie jest takim, jakim Go sobie ludzkość (a raczej negatywne duchy) wymyśliła, natychmiast odrzucamy mówiących o tym ludzi, a sami jeszcze bardziej łapiemy się iluzji, w której chcemy się bezpiecznie schować. Wygodnym jest żyć w przeświadczeniu, że nad wszystkim czuwa istota pełna miłości, ciepła, dobra, wyrozumiałości i czułości. Tymczasem wystarczy udać się do najbliższego szpitala pediatrycznego, aby zobaczyć skalę cierpienia nie tylko samych dzieci, które przecież niczemu nie zawiniły, ale również ich rodziców, pogrążonych z bezsilności w rozpaczy. Kapłani wiedzieli, że trudno będzie długo utrzymywać swoich wyznawców, nieustannie konfrontujących się z odwrotną do głoszonej przez nich bajką o milusińskim, choć fanaberycznym i gniewnym bożku. Wymyślili więc kilka sposobów uzasadniających (z resztą dość marnie) przyczyny istnienia cierpienia na Ziemi. Posłużono się prymitywną sztuczką, przypisując mu pozytywną wartość, nadając rangę cierpienia zbawczego, pożądanego, a nawet wymaganego do osiągnięcia „zbawienia”. W takim świetle ktoś, komu umiera na raka dziecko, może odetchnąć z ulgą - przecież jego cierpienie ma charakter pożądany i zbawczy. Kapłani, odwracając uwagę od sedna sprawy zapomnieli powiedzieć swoim wyznawcom, że jeszcze chwilę wcześniej wmawiali „wiernym”, że promowane przez nich bóstwo, jest nieskończenie dobre, kochane, opiekuńcze i że może wszystko. Jak się okazuje - nie może lub nie chce okazać swego miłosierdzia zagubionym ludziom na ziemi. Nie może na przykład zwolnić z tak lubianych przez niego cierpień chociaż maleńkich dzieci. Achhh, zapomniałbym - te zostały pokarane jakimś wirtualnym "grzechem pierworodnym”, chociaż są niewinne, nieświadome i nigdy nie widziały pewnego Adama, który to ponoć zjadając „owoc” skazał je na niewyobrażalne cierpienia. Jeszcze gorzej mają się próby uzasadnienia męczarni zwierząt, bo o ile ludziom można było wmówić, że dzieci są istotami duchowymi i dziedziczą „grzech pierworodny”, o tyle zwierzęta zupełnie niczemu nie są winne, a nie mając z nami nic wspólnego nie dziedziczą wymyślonego przez kapłanów "grzechu pierworodnego”. Nie przeszkadzało to jednak owemu bóstwu obarczyć te zupełnie niewinne, nierozumne istoty śmiercią, bólem i chorobami. Chyba że uznamy za prawdziwe pokraczne wywody doktorów „teologii”. „Teologia” KRK nie wyjaśni wam niczego ani logicznie, ani właściwie, dlatego że opiera się na kłamstwach, chyba że będziecie klękać przed ich tytułami, szatami i samą instytucją coraz bardziej zresztą skompromitowaną, przyjmując za dogmat każde jej stwierdzone formalnie słowo.
____
8 - Odsyłam do wykładów.
9 - Wstawmy w to miejsce „Prawda”, a płeć sama zniknie.
Komu więc tak naprawdę służą przeróżni magowie? Wychodzi na to, że raczej jakiejś bliżej nieokreślonej, krwiożerczej, bezdusznej, tyranicznej, lubującej się w katowaniu i cierpieniach istocie demonicznej niż dobremu pełnemu miłości Bogu. Przecież wyraźnie widać, że bóstwo, o którym nauczają arcymagowie, ma odwrotne cechy do tych prezentowanych w ich „folderach reklamowych”. Jeszcze gorsze okazuje się zderzenie z rzeczywistością dogmatów wpajanych od dzieciństwa. Mówią one (oczywiście w wydaniu pewnej religii), że bóstwo jest doskonałe, nieomylne oraz że zna przyszłość, przeszłość i teraźniejszość. Skonfrontujmy te twierdzenia z rzeczywistością. Nieomylne i doskonałe, a wszystko, co czyni, jest doskonałe? Czemu zatem nic mu nie wychodzi i nad niczym nie panuje? Nie wyszły mu ani „anioły” - część bowiem, jak wiemy z nauczania, zbuntowała się (czyż bóstwo, tworząc je nie wiedziało o tym, że się zbuntują?), nie wyszli mu ludzie - ci też jakoś z bóstwem nie chcieli współdziałać, ani też świat - wszystko gnije, choruje i rozpada się, a przykładów przedstawianego w kłamliwych księgach bóstwa możemy mnożyć jeszcze długo. Podobno żaden listek nie spada bez woli i wiedzy bóstwa. No i bóstwo chce tylko dobrze, jest wszechwładne i rozpacza nad naszym losem i cierpieniami. Każdy, kto żyje nieco dłużej na świecie, doskonale wie, że na próżno jest szukać tego rzekomego dobra. Przyjrzyjmy się jednak temu wszystkiemu z nieco innej strony, cofając do czasów II WŚ.
Głównym (oczywiście w uproszczeniu) sprawcą całej hegemoni zła był jeden człowiek - Adolf Hitler. Czemuż bóstwo, które znało przyszłość, nie zareagowało krzyżując jego krwawe plany, nim ten rozpoczął swój przerażający rajd? Ktoś może pokusić się o stwierdzenie, że nie naruszano wolnej woli tego człowieka, licząc na to, że sam A.H. nagle się zmieni, choć nawet to tłumaczenie nie do końca jest rozsądne, bo przecież prezentowane bóstwo (wersja pewnej religii) zna przyszłość, więc musiało wiedzieć, że tak się nie stanie. Ostatecznie te niezdarne wywody upadają, kiedy dowiadujemy się, że w czasie przerażającej działalności A.H. doszło do kilkunastu zamachów na jego życie (ponad czterdzieści spisków). Mam zatem pytanie. Jaka siła tak bardzo dbała o to, by przeżył każdą kolejną próbę zatrzymania swojego zbrodniczego, demonicznego pochodu śmierci? Jeśli tak zwany „szatan”, oznacza to, że bóstwo wcale nie panuje nad ziemią - a skoro nie panuje - nie jest wszechwładne itd. Jeśli nie „szatan”, to oznacza, że bóstwo jest potworem nieliczącym się z ludźmi, a rozpacz i cierpienia małych dzieci są dla niego niczym. W tym czasie, kiedy jakieś istoty dbały o bezpieczeństwo A.H., na milionach ludzi dokonywały się największe masowe zbrodnie. Myślę, że dalsze rozwijanie tematu jest zbędne. Chcę podkreślić, że opisane powyżej przykłady nie mają na celu podważenia duchowości oraz istnienia Stwórcy, lecz tyczą się boga i duchowości w tłumaczeniu różnych religii, obnażając niespójność i błędy logiczne, co ostatecznie demaskuje ich pochodzenie.
Jeśli wejdziecie na drogę Prawdy, dowiecie się, jak było i jest w rzeczywistości oraz kto tak na prawdę jest opisywanym gniewnym, biernym, tyranicznym bóstwem.
Zmanipulowanym łatwiej jest wierzyć w jakiegoś zbawiciela, który wykona za nas „brudną robotę”, a naszym zadaniem będzie w zasadzie chodzenie do magów i dawanie im paru złotych. Samych „zbawicieli”, było w różnych religiach wielu, a podobieństwa są wręcz niewyobrażalne. Na przestrzeni wieków powielano jedynie ich wizerunki, dostosowując aktualną wersję do miejsca i czasu oraz poziomu intelektualnego przyszłych wyznawców. Magowie tymczasem prześcigali się w pomysłach, które wyniosą ich ponad wierny lud. Kapłani niektórych religii przypisali sobie moc i wyłączność na zwalnianie swoich wyznawców z odpowiedzialności za wszystkie złe uczynki (co po głębszej analizie okazuje się kolejnym kłamstwem). Ludzie wolą więc iść do magicznej budki i wypowiedzieć wyuczoną na pamięć formułę, niż mierzyć się z prawdziwą, szczerą zmianą - podyktowaną nie nieuchronnością kar, które wymierzy nam bóstwo zaraz po śmierci, ale realnym przemienieniem ku dobru, które ma moc naprawczą świata i wartość pierwotną! Po raz kolejny możecie domyślić się, że utrzymywanie Was w kłamstwie ma swoje ukryte, drugie, bardzo mroczne i przerażające dno.
Drodzy przyjaciele - ogród ducha, którym jesteście jako istoty ludzkie zarośnięty jest niszczącymi was chwastami fałszu i bajek, zasianymi przez sługi Paradygmatu Kłamstwa! Zostaliście oszukani i zastraszeni po to, abyście nawet nie wiedząc o tym służyli mu, przyjmowali i znosili bez słowa sprzeciwu cierpienia oraz wszystkie jego wymysły, zasilając przy okazji istoty, które utraciły bezpośrednią łączność ze Źródłem. Z uwagi na nadchodzące meta-transformacje, obecnie dużo łatwiej możecie dokonać wielkiej zmiany. Jednak jeśli chcecie, aby Prawda wyrosła w waszych duszach, wpierw musicie całkowicie odchwaścić ogród istoty, którą zawiadujecie. Każdy ogrodnik wie, że jedyną skuteczną metodą na wyzbycie się chwastów jest wyrwanie ich z korzeniami. Dokładnie tak musicie postąpić, chcąc przywrócić do pierwotnego stanu niezwykłą przestrzeń, jaką jest wasza ziemska świadomość. Nie wystarczy jednak wycięcie lasu kłamstwa wyrastającego na dzierżawionym przez was mentalnym poletku ciała. Nie pomoże również wykarczowanie krzaków czy wykoszenie dobrze widocznych zarośli, a nawet zaoranie tego miejsca. Musicie niestety dokopać się do najgłębszych korzeni, aby ostatecznie pozbyć się tego, co sprawiło, że odbieracie świat w dokładnie taki sposób, jaki chcą twórcy Paradygmatu Kłamstwa. Pojawia się jednak kolejny dylemat, przed którym stajemy, zabierając się do tego zadania. Kiedy zaczynamy uświadamiać sobie, że wyrywając korzenie musimy wyrwać również część siebie samych, swoich przekonań oraz „pięknych” tradycji, zaczynamy na powrót odczuwać lęk. Zaczynamy zastanawiać się, czy dokonując tak głębokiej resekcji nie zatracimy siebie samych, swojej pierwotnej istoty oraz tego wszystkiego, na czym zbudowaliśmy całe nasze dotychczasowe życie. Chcę was jednak uspokoić. Pomimo dokonywania tak daleko idącej ingerencji w wasze wnętrze, w rzeczywistości nie będziecie usuwać samych siebie - w istocie usuwacie właśnie tę część, którą nie jesteście. Usuwacie wszystko, co jest dziełem Paradygmatu Kłamstwa - to, co czyni z was jego niewolników.
Innym zniewalająco-niszczącym tworem, jest wasze ego[10]. Ego dba o to, abyście nie wydostali się z systemu, napędza i motywuje do działań mających lokować was jak najwyżej względem samych siebie, jak również innych. Ego zawsze czuwa. Bezbłędnie posługuje się waszymi pierwotnymi instynktami - kopnij, zabij, ukradnij, oszukaj, aby tylko podkarmić się choć odrobinkę, a wam wmówić, że znowu wygraliście. Jeśli ego nie może was zradykalizować, zaczyna naciskać na chore, wygórowane ambicje - więcej, szybciej, lepiej. Ego nigdy nie ma dość. Czy widzieliście kiedyś bogacza, który przestaje chcieć być jeszcze bardziej bogaty? Myślicie, że wasze społeczeństwo, wasza religia czy wyznanie są prawdziwe, jedyne i właściwe, a przecież identycznie myśli Hindus, czy wyznawca świętego kamienia. Nawet podziały społeczne są częścią iluzji, w którą uwierzyliście.
Tymczasem, usuwając wgrane w dzieciństwie indoktrynujące programy zaczniecie odkrywać w sobie istotę duchową, piękną, dobrą, której cechy wypływają wprost od niewyobrażalnie doskonałego „emitera” miłości oraz dobra, którym jest Stwórca. Odkrywacie również, że zjawisko nazywane śmiercią nie ma nad wami władzy, ponieważ, chociaż istota fizyczna, którą obecnie „zasiedlacie” (wcale nią nie jesteście, to Paradygmat wmówił wam, że tak jest), ulega procesowi przypisanemu do świata materialnego (stanowiąc jego część), by ostatecznie ulec degradacji i zginąć, wy - będący istotami duchowymi - nie podlegacie temu prawu, gdyż nie należycie do tego świata. Jesteście tu jedynie gościem lub - jak to ma niestety obecnie miejsce - więźniem, nieustannie wracającym do więzienia, którym jest ciało, by chwilę po urodzeniu stać się dodatkowo więźniem Paradygmatu Kłamstwa.
Ostatecznie okazuje się więc, że aby narodzić się na nowo, musimy najpierw umrzeć nie tylko dla świata, ale również dla dawnego „ja”. Jest to jedyna droga do „narodzin” nowej, w pełni wolnej oraz świadomej istoty duchowej.
____
10 - Więcej o ego znajdziecie w książce „Prawda, droga, drogowskazy”
Trudna rola pionierów
W jednym z filmów zatytułowanym „Konopielka” możemy obserwować dramatyczną scenę, w której ciemni ludzie próbują wymusić na głównym bohaterze ścinanie żyta sierpem zamiast kosą, (mimo że jest to zacofany, zabobonny relikt tradycji, na dodatek powodujący znojną, mało wydajną pracę) argumentując to w następujący sposób -„Żyta koso sie nie kosi” (tak z dziada, pradziada lub bo tak i już). Ostatecznie toczący się spór doprowadza do morderstwa, którego dokonuje filmowy główny bohater na jednej z próbujących go powstrzymać przed tą „świętokradczą” profanacją postaci. Jakże wymownie opisany powyżej obraz pokazuje ciężar, z którym będziecie musieli się mierzyć, łamiąc pewne nawet najgłupsze zabobony. Jak niesłychanie trudno być pierwszym przekraczającym granicę tabu?
Teraz jeszcze lepiej możecie zrozumieć, dlaczego nie należy przekładać „na jutro” decyzji o wybraniu właściwej drogi. Widzicie, jak wielką pracę należy wykonać oraz ile trzeba mieć determinacji i woli by się wyzwolić. Dodam, że na niestrudzonych „kopaczy” czeka wiele niespodzianek w czasie dogrzebywania się do korzeni kłamstwa. Jedną z nich jest dotarcie do ukrytego, prastarego fundamentu i uwierzcie mi - nie jest to byle jaki fundament. To właśnie na nim posadowiony jest cały Paradygmat Kłamstwa. Jeśli i to nie odstraszy Was od dalszej pracy, będziecie już tylko o krok od wyzwolenia. Warto tu dodać, że gdyby zebrała się odpowiednio duża ilość „kopaczy”, możliwym byłoby wysadzenie tego fundamentu zła, a na jego miejsce wylanie nowego, będącego dziełem Prawdy fundamentu dobra, na którym mógłby bez katastroficznych wydarzeń i ogromu cierpień powstać Nowy Świat. Wątpię jednak, czy tak się stanie, choć do ostatnich chwil będę o to zabiegał.
Mogę również dodać, że droga prowadząca do Prawdy i uwolnienia jest wąska, kamienista i usiana cierniami tylko dlatego, że sami ją nimi obsadzaliśmy, idąc w kierunku przeciwnym do Źródła, pielęgnując przy tym wcześniej posadzone chwasty chorych ideologii i tradycji, które rozrosły się na cały świat. Tak właśnie działa imprinting - dziadowie sadzą chwasty, a wnuki je pielęgnują.
Dziś, biorąc pod uwagę szybkość wypełniania się kolejnych wydarzeń, które dane mi było widzieć już w 2018 r, chcąc pomóc ludzkości, mogę jedynie oddać swój czas poświęcając go na przekazywanie wiedzy poprzez pisanie artykułów i książek, nauczając oraz apelując i wzywając wszystkich do dokonania właściwego wyboru, do wejścia na tę niełatwą, choć niewątpliwie słuszną drogę. Zachęcać do ciężkiej, mozolnej pracy, do ubrudzenia się w czasie kopania w błotnistej glebie ogrodu naszej świadomości, tak suto obsianej fałszywymi dogmatami, zabagnionej przez otaczający nas świat, zraszanej naszymi wadami, wreszcie tego, który tworzymy dla osobistej wygody. Mówiąc prościej, mogę jedynie zachęcać do wyzbycia się całego kłamstwa i zła, które było w was zasiewane od kołyski. Nie jest to zachęta optymistyczna, jednak jej siłę stanowi źródło, z którego wypływa, a jest nim Prawda i właśnie dlatego ma wartość nieskończoną.
„A po cóż tak się trudzić?” - zapyta zapewne wielu. Pytanie to zadadzą wyłącznie osoby nieświadome, całkowicie pochłonięte życiem i światem, uciekające od konfrontacji ze świadomością śmierci oraz te, które bardzo mocno wypierają jej nieuchronność. Gdyby takie osoby wiedziały, co kryje się za granicą śmierci, natychmiast podjęłyby próbę dokonania zwrotu, wstąpienia na drogę Prawdy, a dalej pójścia nią. Jednak taka decyzja z pewnością przyniosłaby konieczność porzucenia wielu idei, w które wierzą oraz doznań i rzeczy materialnych, które bardzo kochają w obecnym życiu. Być może właśnie dlatego nie chcą się o tym dowiedzieć - tak łatwiej jest im żyć.
Natomiast w wymiarze pozytywnym - drodzy czytelnicy, Nowy Świat jest czymś w zasadzie nieopisywalnym - nie sposób naszym ograniczonym, zamkniętym w trzech wymiarach i kilku zmysłach językiem przekazać choćby namiastki jego niezwykłości. Chcąc przekazać wam bodaj tę namiastkę, zmuszony jestem jednak posłużyć się tym niedoskonałym środkiem komunikacji. Napiszę więc, że gdybyście choć przez chwilę mogli zobaczyć kolory, których nie ma obecnie na Ziemi, zmieniony przepływ czasu, roślinność tak niewyobrażalną, że nawet nie podejmę się próby jej zobrazowania, gdybyście odczuli choć przez chwilę trwanie w stanie nieustannie uskrzydlającej radości i spokoju, będącego jednocześnie niezmiennym doznaniem, świecie pozbawionym wszelkiego zła i cierpień tak fizycznych, jak i psychicznych, a także wypełnionym przeżywaniem nieskończenie wielu innych zjawisk, wykraczających poza poziom naszego obecnego pojmowania, z pewnością chcielibyście już teraz porzucić obecny paradygmat wzdrygając się na samą myśl, że kiedyś wydawał się wam piękny, prawdziwy i że bezwzględnie w niego wierzyliście. Jest to jednak odrębna, długa opowieść przeznaczona dla tych, którzy nawet i ten wspaniały Nowy Świat gotowi byliby poświęcić dla poznania ostatecznej Prawdy, powrotu do samego Źródła. Niechaj więc obecnie pozostanie kolejną tajemnicą do odkrycia dla takich wędrowców.
Na zakończenie
Duchy, które stworzyły Paradygmat Kłamstwa, będący pułapką, której granice wyznaczamy sami, tworząc mentalne kraty więżące nas w systemach przekonań, podtrzymując jego istnienie posiadaną przez nas mocą, nie po to budowały cały ten misterny konstrukt, aby teraz jeden człowiek podważył go, doprowadzając do wysadzenia jego posad. Tak się jednak składa, że to właśnie jednostki zapoczątkowywały wielkie zmiany, przeciwstawiały się złu, uruchamiając lawiny znoszące z powierzchni ziemi ohydne ideologie, łamiąc tabu lub podważając ówcześnie panujące dogmaty naukowe, dzięki czemu na ziemię spadały okruszki prawdy. Do tej pory odbywało się to (poza nielicznymi wyjątkami) głównie w przestrzeniach społecznych, wpisując się w krajobraz dalszej historii. Najczęściej tacy ludzie ginęli z rąk współbraci, byli paleni na stosach lub dokonywali żywotów w lochach różnych instytucji. Tym razem zmiany te będą mieć charakter ostateczny, ponieważ czas trwania obecnej wersji Ziemi dobiega końca, a działania przebudzonych mogą pociągnąć za sobą ostateczny upadek Paradygmatu Kłamstwa. Nie powinniśmy, a być może nie możemy robić tego, stosując metody znane nam z obecnego świata. Możemy dokonać tego, zmieniając sami siebie poprzez wejście na drogę Prawdy. Każda taka zmiana będzie sprawiać, że świat wokół nas zacznie się przeistaczać na lepsze. Dzięki temu ludzkość mogłaby uniknąć ogromu straszliwych wydarzeń, które wcale nie będą „karą bożą”, a jedynie wynikiem działania ludzi realizujących sprytny plan duchów negatywnych, które do końca chcą władać nad ziemią i ludźmi, wiedząc, że czas ich hegemonii dobiega końca. Wchodząc na drogę Prawdy, możecie stać się tymi pojedynczymi ludźmi, którzy dokonują zmiany paradygmatu bez konieczności przelewania krwi. Nie uda się to jednak jeśli sami ludzie nie wyjdą z kłamstwa, w którym żyją. Nie będzie to możliwe, o ile już dziś nie wybiorą Prawdy i nie zawrócą z drogi, którą idą. Pisząc to, mam na myśli ogrom cierpień, które dotkną Ziemię w czasie nadchodzących wydarzeń. Już dziś, choć jeszcze z daleka, możecie obserwować tragedie, śmierć i zniszczenie, które są owocem kłamstw zasianych w sercach ludzi. Przestrzegam wszystkich moich rodaków, jak i ludzi na całym świecie, których kraje nie są dotknięte wojną, że to, co dzieje się dziś za granicami waszych krajów (napiszę delikatnie), może dotknąć i waszego społeczeństwa!
Pierwotna wersja naszej planety była zasiedlona przez zaledwie garstkę istot ludzkich. Pierwszy dzień Nowego Świata przywita niestety równie nieliczna garstka. Trzeba jednak wiedzieć, że nikt nie określił, jak dużą ona będzie. Jeśli już dziś dokonacie właściwego wyboru, jeśli wejdziecie na drogę Prawdy, możecie przekroczyć próg Nowego Paradygmatu, możecie być jednymi ze szczęśliwych, którzy ujrzą nieziemskie światło dnia pierwszego poranka Nowego Świata. Nie zwlekajcie więc nawet przez chwile z podjęciem tej najważniejszej w waszym istnieniu decyzji, czas bowiem płynie nieubłaganie.
Q-Prawdzie
Tomasz