Copyright © 2019 Q-Prawdzie
All rights reserved. Wszystkie prawa zastrzeżone.
Pod koniec 2019 r., wchodząc do mojej leśnej „świątyni”, zostałem przeszyty na wskroś następującymi słowami:
„Ludzkość pisze sobie właśnie epitafium.”
Ich słowną formę dopełniło pewne głębsze poznanie, zawierające dużo więcej treści, jednak jej przekazanie jest bardzo trudne za pomocą języka. Choć tembr niosący same słowa był zarówno monumentalny, głośny, dostojny, jak i była w nim pewna troska czy rodzaj tkliwości, to dominująca niska, owładniająca serce tonacja nadawała mu swoistej grozy oraz ekspresji przypominającej doniosłością i siłą uderzenie przepotężnego, rozdzierającego niebo basowego gromu. Pamiętam, że w tamtym momencie doznałem głębokiego wewnętrznego poruszenia. Przez moje ciało przeszły fale nabożnych emocji i delikatne ciarki - zupełnie takie, jakie wielu odczuwa, kiedy uderzający w ziemię piorun zwieńcza swój majestat odczuwalnym pod stopami drżeniem ziemi, a ponuro-szare chmury pomrukują groźnie basowym echem, zapowiadając kolejne świetliste wyładowanie.
Nie wiedziałem co mam z tym „gromem” począć, ponieważ z taką formą komunikacji spotkałem się po raz pierwszy. Wiedziałem, że „głos" pochodził z bardzo „wysokich przestrzeni” niefizycznych, a jego autor nie należał do absolutnie żadnej znanej mi na co dzień istoty duchowej. Słysząc przekaz poczułem się niesamowicie maleńki, kruchy i lichy niczym karzełek stojący przed olbrzymem, który, spojrzawszy na tego pierwszego z góry, przemówił ciepłym, choć zatrważającym dudniącym głosem. Z drugiej strony miałem wrażenie wielkości, niezwykłości, a nawet dostojności. Już sama możliwość odebrania takiego zjawiska napełniała mnie bliżej nieopisaną mocą. Było w niej coś jeszcze, coś co mógłbym porównać do przekazania żołnierzowi niezwykle skutecznej, dającej bezwzględne panowanie na polu walki broni. Trochę, jak dostałbym do dyspozycji sam słyszany przeze mnie „grom”, który stał się w chwili owego przenikania po części mną samym.
Całość zdarzenia mimo pozornej grozy niosła w sobie optymizm równoważący całą apokaliptyczną[1] wiedzę, którą nosiłem w obolałym od jej ciężaru sercu. Muszę wspomnieć, że w tamtym czasie nadal karmiłem się nadzieją, że większość widzianych przeze mnie obrazów się nie wypełni, że minie jeszcze rok, może dwa lata i stanę się po prostu pośmiewiskiem, co w świetle widzianej przeze mnie wszech destrukcji świata i tak wydawało się lepszą perspektywą, niż rysująca się na horyzoncie czasu zagłada ludzkości, która przecież w mniejszym czy większym stopniu miała dotknąć zarówno moją rodzinę, znajomych, jak i mnie samego.
Tymczasem zamiast dwóch lat minęły od tamtego wydarzenia niespełna dwa miesiące, a sprawy przybrały obrót, którego sami staliście się świadkami, mogąc obserwować między innymi: psycho-dżumę i przyniesione z nią nieodwracalne zmiany, wybuch wojny za naszymi granicami, który z resztą przepowiedziałem, jak również kilka pomniejszych. Z niewyrażalnej słowem części przekazu wiedziałem, że w chwili, w której przenikał mnie opisywany „słowny grom”, na szczytach ziemskiej władzy podejmowane były ostateczne decyzje tyczące się dalszych losów całego świata, a co za tym idzie - żyjących na nim ludzi.
Tamtym przeżyciem podzieliłem się jedynie z garstką osób, uznając je z pewnych powodów za zbyt duży kaliber do jeszcze nierozwiniętej sytuacji. Dziś zbliża się dzień, w którym chyba powinienem ów „grom” wyciągnąć i użyć go do próby wybudzenia ludzkości z letargu, w którym jest pogrążona oraz przekonywać do opamiętania, ponieważ przekroczenie pewnej granicy, jak już wielokrotnie pisałem, uniemożliwi zatrzymanie procesu niemal całkowitej anihilacji życia na Ziemi.
Zupełnie jakby ludzkość urzeczona przedstawianą przez polityków wersją zaistniałej na ziemi sytuacji (notabene – powstałej właśnie przez samych polityków) podprowadzana była pod klatkę, w której trzymane są wszystkie najgorsze wymyślone przez ludzi potwory. Po czym podpuszczana przez reżyserów tegoż spektaklu, namawiana jest do kopania, walenia pięściami w jej bramy, dążąc tym samym z bliżej niezrozumiałych powodów do rozdrażnienia zamkniętych w jej wnętrzu monstrów. Nieszczęsna ludzkość nie zdaje sobie sprawy, że w drugim akcie tego krwawego spektaklu rządcy świata mają w planach otwarcie bram owego przybytku wszech-potworności, aby zamknięte dotąd na klucz bestie, wylegając z impetem na świat po wstępnym rozszarpaniu ludzkości na strzępy ostatecznie pożarły jej bezbronne, dogorywające resztki, skutecznie redukując ilość zbędnego - w mniemaniu animatorów przedstawienia - ludzkiego bydła. Można się domyśleć, że autor tak przerażającego scenariusza nie bytuje na Ziemi, za to jego ekipa realizacyjna – owszem. Ta, nie wiedząc, że ojciec spektaklu jest również największym manipulatorem wszech czasów, ma nadzieję, że cały ten horror będzie mogła oglądać z daleka, siedząc wygodnie w bezpiecznych, żelbetowych lożach, zajadając się frykasami i patrząc przy tym spokojnie, jak niedobitki nieszczęśników rozpaczliwie szukający kawałka chleba czy odrobiny wody będą przy okazji wzajemnie się mordować.
Nie myślcie, że zbliżająca się premiera nie była poprzedzana licznymi próbami testującymi stopień odurzenia głupotą ludzkości. Było ich sporo, w tym generalne, a czy było ich dziewięć, czy jedenaście, nie ma chyba większego znaczenia - każdy zorientowany bez trudu zrozumie zaklęte w ich liczbach ukryte znaczenie.
Wszystko to dzieje się w jakimś odurzeniu niby-normalności, w którym każdy wie, o co chodzi, każdy czuje, co się święci, ale większość udaje, że niczego nie widzi, niczego nie słyszy i dalej robi swoje, wykonując grzecznie polecenia politycznych oprawców, którzy całą tę upiorną zabawę animują, a każda bierna postawa lub akceptacja zamordystyczno-tyranicznych, ograniczających wolność działań przybliża o krok całą ludzkość do upiornej, alegorycznej klatki z potworami.
Dla miliardów istnień będzie to tragedia zarówno tu na ziemi, kiedy w niewyobrażalnych cierpieniach, konając, będą błagać o ratunek lub litość, jak i w przestrzeniach niefizycznych, w których pułapce utkną na bliżej nieokreślony czas, by powrócić na postapokaliptyczną wersję Ziemi…
W związku z tak rozwijającą się sytuacją powinienem bezzwłocznie dokonać kilku istotnych zmian w moim życiu, które doprowadzą do ostatecznego rozbratu z pewnymi przyziemnymi inicjatywami należącymi do Paradygmatu Kłamstwa. Nie zdziwcie się więc, jeśli ostatecznie porzucę pewne zajęcia zawodowe, aby całkowicie poświęcić się misji, która przywiodła mnie na Ziemię. Myślę, że jest to zarówno ostatni moment na taką decyzję, jak również jedyna droga, którą powinienem iść, aby prawda dotarła do jak największej ilości uwięzionych na Ziemi dusz.
Mimo iż w mojej pracy zawodowej otoczony jestem wyjątkowymi, oddanymi ludźmi, którzy niezwykle starają się odciążyć mnie od wielu obowiązków, sama podstawa działalności niezwykle ogranicza swobodę tworzenia, ściągając przy okazji do przyziemności i oczywiście najzwyczajniej w świecie, angażując czas, a tego jak wiecie raczej nie zostało nam zbyt wiele, a więc ten, który mam do dyspozycji całkowicie poświęcę dziełu uwalniania ludzkości z więzienia Paradygmatu Kłamstwa.
Q-Prawdzie
Tomasz z Polski
____
1 - Wyraz użyto w znaczeniu potocznym - zniszczenie.